Amy Winehouse wyznała niedawno, że jako mała dziewczynka, a później nastolatka, bardzo lubiła robić sobie krzywdę. Mam na myśli różnego rodzaju kombinacje z nożami i żyletkami.

Stwierdzenie byłoby mało sensacyjne gdyby nie fakt, że Winehouse wcale z tego nie wyrosła. Regularnie pojawia się z różnego rodzaju szramami na przedramionach. Możecie je zresztą zobaczyć na zdjęciu poniżej (pochodzi z imprezy urodzinowej Pereza Hiltona).

– To zabawna rzecz, trochę taka niezdrowa ciekawość. Mówię o czasach, kiedy miałam 9 lat. Co wtedy czujesz? „Oh, to k**wa boli.\” To chyba najgorsza rzecz, jaką zrobiłam – powiedziała o swoich zapędach w wywiadzie dla magazynu Q.

Przyznała też, że wciąż cierpi na powroty depresji, co kończy się zazwyczaj \”biciem samej siebie\”.

– Nie takie walenie się w twarz, tylko z \”liścia\” – mówi Amy. – Wypiłam butelkę szampana, kiedy miałam ostatnio napad. Nie podobałam się sobie. A kiedy jestem pijana, mam autodestrukcyjne skłonności.

… które później owocują chociażby tatuażami. Piosenkarka twierdzi, że ból przy ich robieniu był \”ulgą\”.

– To rodzaj cierpienia za rzeczy, które wiele dla ciebie znaczą. Właściwie to lubię ból. Według mnie przynosi ulgę.

Ok, może i lubi się ciąć. Ja lubię jej piosenki. Teks bezbłędny. 🙂 At least your breasts cost more than hers…