Wczoraj świat obiegła wiadomość o nietypowym wyznaniu Keitha Richardsa:

Najdziwniejsza rzecz, jaką próbowałem wciągać? Mój ojciec. Wciągałem własnego ojca. Został skremowany i nie mogłem oprzeć się, żeby go nie zmieszać z odrobiną koki. Ojca i tak by to nie obchodziło. Weszło całkiem nieźle. No i wciąż jeszcze żyję.

Dzisiaj ten sam artysta twierdzi, że nigdy niczego podobnego nie robił. Przekonuje, że był to żart z jego strony.

– Powiedziałem to w żarcie. Nie myślałem, że ktokolwiek weźmie to na poważnie – mówi dzisiaj Richards.

Jedno jest pewne – kiedy wypowiadał wczoraj tamte słowa, musiał być porządnie naćpany. Niekoniecznie przy pomocy ludzkich prochów.