Marta Wiśniewska nie ma szczęścia do koncertów. Podczas sobotniego występu w Poznaniu przyszło jej przeżyć kolejną kompromitację.
I być może zawstydziła się tak, jak w Sopocie, który do popis jest hitem Internetu do dziś.
Mandaryna od czasu sopockiej wpadki śpiewała z playbacku – zawsze. Tak było i tym razem.
W pewnym momencie jednak zabrakło prądu. I tu brawa dla Mandaryny, która zachowała zimną krew i… zaśpiewała na żywo.
Gestu nie doceniła publiczność, która zaczęła krzyczeć: „Ich Troje na scenę!\”, \”Może Michał ci pomoże!\”.
Tego piosenkarka już nie wytrzymała i zeszła ze sceny w trakcie piosenki.
Nie będziemy krytykować Mandaryny – ona nigdy nie twierdziła, że potrafi śpiewać. Natomiast publiczność? Doskonale wiedzieli, co ich może czekać. Nawet występ na żywo. Sopot był tylko ku przestrodze.