Ponad 2,5 roku od śmierci Anny Nicole Smith wciąż pojawiają się nowe szczegóły dotyczące tego, jak wyglądało jej życie tuż przed tragedią, jaka wydarzyła się 8 lutego 2007 roku.

Okazuje się, że 39-letnia Smith nie zmarła tak nagle. Na kilka dni przed śmiercią leżała w pokoju hotelowym na Florydzie, za słaba by chodzić, siedzieć, czy nawet pić ze szklanki. Aż serce przestało bić.

Co się stało?

Prokurator wskazuje na mieszankę 44 różnych leków(!), w które zaopatrywali ją najbliżsi, między innymi mężczyzna, który zapewniał o miłości do niej, czy jej lekarz, który „chciał jej pomóc przetrwać śmierć syna Daniela\”.

Howard K.Stern, kochanek Smith, uciekał się do różnych sztuczek, by tylko zdobyć dla niej tabletki – używał różnych nazwisk, kupował leki na fikcyjne osoby.

Była playmate przed śmiercią piła wodzian chloralu, silnie uzależniający środek o działaniu uspokajającym, z butelki dla niemowląt!

Kogo winić? Obrońca Sterna paradoksalnie przekonuje, że \”w ten sposób jego klient chciał jej zapewnić to, co najlepsze\”. A że \”to najlepsze\” wpędziło ją do grobu…

Oskarżyciel podkreśliła, że podejrzany był \”w pełni świadomy\”, że Smith była uzależniona.

– To jak przyłożyć do głowy pistolet osobie, która ma skłonności samobójcze i prosić, by nie naciskała spustu – uzasadniła.