Bohaterką styczniowego numeru Pani jest Tamara Arciuch. W rozmowie z magazynem partnerka Bartka Kasprzykowskiego wyjaśnia, jak naprawdę wygląda
życie wziętej – bądź co bądź – aktorki w polskich realiach:

– Nie lubię mówić o pieniądzach, to dla mnie niezręczne, ale aspekt finansowy ma znaczenie. Ludzie widzą mnie w trzech serialach telewizyjnych jednocześnie, więc wydaje im się, że gram non stop, a tak nie jest. Weźmy Nianię: kręciliśmy ją dwa razy w roku po dwa miesiące. Nawet jeśli miałam dobrą stawkę za dzień zdjęciowy, to przez ten czas zarabiałam na przeżycie reszty roku. Wtedy te pieniądze nie
wyglądają już tak imponująco, jakby się mogło wydawać. Zresztą gdybym taki serial nakręciła np. w Stanach, to pewnie byłabym ustawiona na resztę życia. A ja, mimo że Niania była sukcesem, mam kredyt na mieszkanie i jak każdy normalny człowiek muszę się martwić, jak go spłacić.

Absolutnie nie narzekam, ale bawi mnie, jeśli ktoś nazywa mnie gwiazdą. Ludzie mają wyobrażenie o aktorach zaczerpnięte z kolorowych magazynów, które piszą, co chcą.

Arciuch dodaje, że praca w zawodzie wcale nie jest bajką. Mówi, że to niektórzy dziennikarze tworzą historie o bajecznym życiu aktorów. Tymczasem ich praca bywa wyjątkowo niewdzięczna:

– Niektórzy dziennikarze wymyślają nam bajeczne życie. Jeśli napisaliby, na czym naprawdę polega nasza praca na planie zdjęciowym – że często jesteśmy zmoknięci i zziębnięci, bo sceny letnie kręcimy np. w listopadzie, albo kilkanaście osób chowa się w jednej przyczepie – to nikt by takiej gazety nie kupił. Ludzie wolą historie z czerwonych dywanów.

Cały artykuł na temat aktorki znajdziecie tutaj.

\"Tamara