Daniel Olbrychski, którego już niedługo będzie można zobaczyć w filmie Salt z Angeliną Jolie, nie najlepiej wspomina swoją współpracę z Amerykanami. Na łamach Przeglądu aktor mówi, jak w trailerze obrazu podłożono jego bohaterowi głos lektora:

– To nie jest mój głos. Kiedy reżyser zobaczył rezultat tej pracy, dostał szału i op… ich strasznie. Dograłem te parę zdań w Warszawie i z tego, co widzę, za płot – denerwuje się Olbrychski.

Aktor nie ukrywa, że sposób produkcji w Hollywood średnio przypadł mu do gustu:

– Wygląda to tak, że montowany jest film i potem pokazywany w różnych środowiskach, przeważnie wśród ludzi średnio inteligentnych, bo trudno liczyć na 30 milionów brylantowych, wykształconych ludzi. Musieliśmy zmieniać zakończenie, ponieważ tzw. testerom nie przypadło ono do gustu: \”zbyt okrutne\”, albo \”nie zrozumiałem sensu\”. A ja mam całą scenę, w której opowiadam Angelinie historię jak szkoliło się szpiegów w Związku Radzieckim. I jeśli widz się zagapi, nie wychwyci pewnych niuansów, może już wyjść z kina. Teraz trzeci raz jadę nagrać inny, nowy tekst.

Krytyka Olbrychskiego idzie jeszcze dalej:

W Europie film traktuje się z pietyzmem wręcz, a w Ameryce króluje komercja, obwarzanki. Te wielkie produkcje, gdzie liczy się oglądalność w milionach widzów, mają w dupie, co tam w Europie znaczy czyjś rozpoznawalny czy nierozpoznawalny głos. I nawet wybitny reżyser nie ma wpływu na takie decyzje. W Ameryce widownia mojego głosu nie zna – podkreśla aktor.