Nie tylko Colin Farrell jest „bardzo uduchowionym człowiekiem\”.

W najnowszym wywiadzie dla Vivy Alicja Bachleda-Curuś również przedstawia się jako osobę wrażliwą – aktorkę, malarkę i poetkę. Taką, która zrozumie wielkiego hollywoodzkiego aktora i jego rozterki, które przez wiele lat topił w alkoholu i romansach z innymi kobietami.

– Ostatnio często zdarza mi się łapać za pędzel. Lubię eksperymentować. Posługuje się różnymi narzędziami. Improwizuję. Bawię się
– opowiada.

O rodzinie mówi niewiele. Stwierdza jedynie (nieco banalnie), że \”odmieniło się całe jej życie\”:

– Doświadczyłam zupełnie nieznanej mi rzeczywistości, mam na myśli bycie matką. Natomiast mogę śmiało powiedzieć, że mniej więcej od nakręcenia Ondine zeszłego lata zmieniło się całe moje życie. I prywatne, i zawodowe. (…) Pod wieloma względami uważam się za osobę szczęśliwą.

Jej codzienność przedstawia się bajecznie – cieszy się macierzyństwem i Colinem, który niedawno oglądał z nią Pana Tadeusza:

– Wytrwał do samego końca, mimo iż nie rozumiał ani słowa, bo niestety, tam, gdzie wtedy byliśmy, nie udało mi się dostać kopii z angielskimi napisami. Oglądaliśmy więc film po polsku, z napisami po rosyjsku. Było to więc dla niego dosyć egzotyczne doświadczenie. Ale zrozumiał wątek przewodni, był pod wrażeniem pięknych pejzaży, strojów. I wspaniałej energii, aktorów
– chwali się.