Wszyscy żyją w przekonaniu, że Elvis Presley zmarł na atak serca – taki był oficjalny powód. Jeszcze inni są przekonani, że „Elvis żyje\”.

Wiadomo było, że król rock and rolla uzależniony był od dużej ilości różnych lekarstw – nasennych, antydepresyjnych, pobudzających i przeciwbólowych. Mówiło się, że to ich kombinacja zabiła go.

5 maja, czyli niemal 33 lata od śmierci Elvisa, jego osobisty lekarz – dr George Constantine Nichopoulos, który był obecny przy znalezieniu martwego Presleya w swojej toalecie – ujawnił nową teorię ws. śmierci piosenkarza. Wg lekarza Presley zmarł nie na atak serca, lecz wskutek chronicznego zaparcia, spowodowanego niedrożnością jelit, które mogło być uleczone jedynie operacyjnie poprzez zabieg kolostomii. Zabieg taki polega na usunięciu części okrężnicy chorego, ale Elvis nie zgodził się na zabieg – to zdaniem Nichopoulosa kosztowało piosenkarza życie.

– Aż do momentu sekcji zwłok nikt nie zdawał sobie sprawy, że problemy z zaparciami były u niego tak silne – mówi medyk.

Jego jelito grube było dużo dłuższe i grubsze.

– Zatwardzenia były dla niego sporym problemem, ale nie mówił o nich, bo myślał, że sam się z tym upora. W tamtych czasach nie rozmawiało się na takie tematy, nie słyszało się, by ludzie mieli z tym problemy – dodaje lekarz.