W ubiegły czwartek podczas ulicznej manifestacji policja zatrzymała znanego działacza środowisk gejowskich, Roberta Biedronia.

Najpierw podawano, że prezes Kampanii Przeciw Homofobii trafiła do aresztu za pobicie policjanta. Teraz sam Biedroń oskarża funkcjonariuszy o to, że go pobili, a po zatrzymaniu torturowali.

– Mnie bili i kopali. Zacząłem krwawić. Potem zaczęli wyciągać osoby z tłumu. Skuli mi ręce do tyłu i wrzucili do radiowozu. Tę scenę widać na filmie zamieszczonym na YouTubie. Byłem pierwszym zatrzymanym.
Funkcjonariusz zamknął drzwi i zaczął mnie bić po twarzy i w klatkę piersiową. Wyglądał, jakby był w amoku. Krzyczał: \”Zaje… cię\”. Był już wtedy bez hełmu, więc zapamiętałem jego twarz – opowiadał Biedroń Gazecie Wyborczej.

Mówił też o psychicznym znęcaniu się nad zatrzymanymi:

Policja przez te 20 godzin nie dała nam niczego do jedzenia, a z drugiej strony bawiła się przed osobami zatrzymanymi tą żywnością. Paliła papierosy przy zatrzymanych – tych, którzy prosili o te papierosy. Pili wodę przy zatrzymanych. To były takie tortury, których się nie spodziewałem – cytuje działacza Newsweek.

Biedroniowi postawiono zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza, za co grozi do trzech lat więzienia. On sam z kolei złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

\"\"

\"\"

\"\"

\"\"