Christina Applegate ma już za sobą nie lada bagaż doświadczeń – chorobę nowotworową mamy (wygraną), swój nowotwór, rekonstrukcję piersi i to najlepsze: ciążę.

Aktorka jest teraz szczęśliwą mamą dziewczynki, ale i to nie przyszło łatwo.

– Rodziłam jakieś 18 godzin – wspomina. – Miałam swój plan, chociaż plany to jakiś żart. Miałam mieć znieczulenie, ale źle na nie zareagowałam. Nie podobało mi się to uczucie drętwoty. Wydawało mi się jakieś straszne. Było za silne, więc pozbyliśmy się go i postanowiłam urodzić zupełnie naturalnie, czując wszystko.

– To był przeszywający ból. O potem to – moja córeczka – dodaje. Rozchyliłam koszulę, czego zazwyczaj nie robię, bo ta część ciała [Christina wskazuje na klatkę piersiową] jest dla mnie bardzo osobista i powiedzmy, że nie mam z nią najlepszych stosunków. Ale wtedy po prostu zdarłam z siebie koszulę. Pokój był pełen ludzi a ja leżałam z moją córeczką. To była najlepsza rzecz, jaka mi się przytrafiła.

Kiedy opowiada to ktoś po takich przejściach, podobne słowa czyta się zupełnie inaczej. Gratulujemy Christinie jej wielkiego szczęścia.