Edyta Górniak chyba jednak czegoś nauczyła się ze współpracy z Mają Sablewską.

Przede wszystkim, wywiad po rozstaniu nie jest już w tonie „Darek bił mnie słownie\”, jaki mieliśmy okazję przeczytać, gdy ogłosiła, że rozwodzi się z mężem, swoim byłym menedżerem.

Teraz bardziej waży słowa i skupia się na karierze, a nie życiu prywatnym. O Sablewskiej jednak mówi:

– Zrezygnowałam z dalszej współpracy. Maja podjęła rolę, która nie jest spójna z rolą managera. Nasze marzenia i cele zbyt mocno się rozbiegły. Mogę pracować jedynie z ludźmi, którzy wyznają te same pasje i są w pełni świadomi odpowiedzialności, jaką im powierzam, zapraszając do współpracy. Jeśli ktoś dotrzymuje mi kroku, to super. Jeśli nie, trudno. Współpracę z Mają zaliczam do bardzo radosnych etapów mojego życia.

Dodaje, że nie może doczekać się płyty. Podobnie, jak jej fani.

– Jestem z jednej strony bardzo wyciszona wewnętrznie, z drugiej podekscytowana. Trochę też zniecierpliwiona oczekiwaniem na muzyczny \”poród\”. Chciałabym, żeby płyta była gotowa jak najszybciej. Ale padło już tyle deklaracji, że nie chciałabym składać kolejnej. Długo czekałam, żeby wejść do studia i z prawdziwą chęcią nagrywać piosenki. Płyta będzie w opakowaniu nowoczesnej aranżacji, ale z duszą. Trochę jak w kompozycjach Alicii Keys czy Beyonce. Będzie kilku producentów, bo każdy jest dla mnie inną inspiracją – zdradza.

Szykuje się więc krążek na światowym poziomie. Ciekawe, czy w końcu się go doczekamy.