Nie wiem, co stało się Siennie Miller i kto jej to zrobił. Trochę ciężko jest mi uwierzyć, że to naprawdę ona, ale podpis pod zdjęciami był wyraźny.

Podejrzewam, że chodziło o teatralny efekt i wywołanie szoku.

Gdyby występowała w kabuki, stylizacja byłaby prawie na miejscu.

Na czerwonym dywanie w Rzymie jednak nie o takie zwracanie uwagi chodzi.

Z dwojga złego wolę już chyba Joan Collins. Albo nie. Nie wolę niczego.

Poprawka:

Faktycznie, jest to Daphne Guiness, ale sprawdzałam zdjęcia w trzech agencjach fotograficznych i wszędzie było podpisane jako Sienna Miller.

Proszę więc darować sobie darować uwagi o bezmyślnym kopiowaniu.

Przepraszamy wszystkich Czytelników za tę pomyłkę.

Wtopiliśmy my, dziesiątki portali internetowych, a jeszcze wcześniej – agencje. Zdarza się.