Wszystko działo się bardzo szybko.

Lindsay Lohan została aresztowana za jazdę pod wpływem alkoholu ok. 2 w nocy.

Lohan, prowadząca białe Denali, ścigała Cadillaca Escalade. Policja zatrzymała pierwszy z samochodów, gdzie za kółkiem znalazła PIJANĄ Lindsay.

Zabrano ją na posterunek, gdzie wszystkie testy były już tylko formalnością.

Na dodatek w kieszeni jej spodni znaleziono kokainę.

Aktorkę wypuszczono za kaucją w wysokości 25 tys. dolarów. Natychmiast pognała do kliniki odwykowej, gdzie przebywa do tej pory.

– Uzależnienie to okropna, podstępna choroba – powiedział w swoim oświadczeniu prawnik aktorki, Blair Berk. – Od kiedy Lindsay przeszła na odwyk poza kliniką, była pod stałą kontrolą. Regularnie otrzymywałem raporty dotyczące staniu jej trzeźwości. Niestety, wczoraj dowiedziałem się o jej załamaniu. Jest w tej chwili bezpieczna, pod opieką medyczną.

Najwyraźniej więc lektura Machiavellego na nic się zdała. Podobnie jak zapewnienia o chęci zrobienia poważnej kariery.

– Słuchaj, chcę zdobywać Oskary. Chcę Nagród Akademii. Jestem poważna odnośnie tego, co robię i chcę osiągnąć – mówiła nie tak dawno.

Och, czyżby?

P.S. W klinice Promises już jej nie chcieli. Loszka musiała szukać schronienia w ośrodku Betty Ford.