Znam wielu panów, którzy ukradkiem marzą o tym, żeby podzielić los wydawcy Playboya albo chociaż pracownika redakcji. Jeszcze więcej osób jest po prostu ciekawskich i zastanawia się, na jakich zasadach działa cała ta machina, na której opiera się potęga najpopularniejszego magazynu dla mężczyzn.

Dzięki książce wydanej przez byłą Playmate – a teraz również dzięki Kozaczkowi – można się o tym dowiedzieć. A informacje są pikantne.

Autorka opisuje dziwaczne orgie, jakie miały miejsce w domu założyciela. Jak twierdzi, droga do Playboya jest tylko jedna i wiedzie przez sypialnię 78-letniego Hugha Hefnera.

Po drodze trzeba się przygotować na tłumy innych dziewcząt, erekcje napędzane Viagrą i wiele innych, mało przyjemnych rzeczy.

Z opisu przedstawionego w książce wyławia się świat orgii, które z czasem przerodziły się w rytuał. W domu Hefnera zawsze było miejsce dla „króliczków\”, alkoholu i seksu. Co środę i piątek był tzw. \”wieczór seksu\”, na którym stawić miała się każda kobieta mieszkająca w domu (nawet sekretarka Hefnera!!!). Wyjątek stanowiły \”zwolnienia lekarskie\” – np. operacje plastyczne. Grypa i miesiączka nie były żadną podstawą do ominięcia takiej sesji.

Podczas jednego wieczoru stawiało się kilkanaście kobiet. Każda musiała mieć na sobie identyczne, różowe piżamy. Jeśli nie chciały uprawiać seksu z mocno podstarzałym \”szefem\”, zakładały dolną część stroju. W tle, na dwóch dużych ekranach, można było zobaczyć filmy, na których zabawiało się dwoje gejów. Dziewczęta uprawiały z Heferem seks po kolei, przy czym na każdą przypadały ok. 2 minuty. Do tego potrzebna była wcześniejsza dawka Viagry, za to prezerwatywy były dla Hefnera niepotrzebnym balastem. Nigdy ich nie stosował. Kobiety musiały symulować lesbijski seks, nawet jeśli wzajemnie się niecierpiały.

O innych rzeczach nawet nie chcemy wspominać…

Samo jednak wyobrażenie sobie 78-letniego staruszka w otoczeniu pięknych kobiet prężących się wokół niego jest co najmniej komiczne. Tym bardziej, jeśli przeczytacie poniższy opis:

\”Tak naprawdę to on nic nie robił. Leżał sobie ze swoją erekcją Viagry. Każda dziewczyna wskakiwała na niego na dwie minuty, podczas gdy dziewczyny z tyłu starały się go podniecić okrzykami. (…) Były jak cheerleaderki.\”

Niestety, wokół całej sprawy panuje zmowa milczenia. Żadnej z Playmates nie wolno pisnąć słówka na temat tego wszystkiego, co się dzieje. Inaczej może pożegnać się z czasopismem, imprezami i wszystkimi pieniędzmi, jakie im towarzyszą.

Autorka twierdzi, że żadnej dziewczynie, która w jej terminologii była kiedyś \”nikim\”, nie udało się trafić do Playboya ominąwszy sypialnię Hefnera. To po prostu niemożliwe.