Ta historia łapie za serce. I choć może nie mieć happy endu, postanowiliśmy o niej napisać. Może jednak jej bohaterka spełni swoje marzenia?

Rzecz dotyczy Justyny Kurowskiej, bohaterki jednego z pierwszych w Polsce reality-show pod tytułem Kawaler do wzięcia. Może ktoś z Was jeszcze pamięta tę rywalizację – w 2003 roku dziewczyny walczyły o względy przystojnego Bartka. Wygrała prostoduszna, szczera i – jak się potem okazało – naprawdę zakochana w Bartku – Justyna.

Jednak po zakończeniu show chłopak nie okazał zainteresowania wybraną partnerką.

To było wielkie rozczarowanie, bo ja naprawdę zauroczyłam się nim. Tacy mężczyźni zawsze robią wrażenie – szarmanccy dżentelmeni, którzy całują w rękę. On podbił moje serce. Był jak z marzeń. Kiedy jednak wróciliśmy do Polski, okazało się, że on ma jakieś niezakończone sprawy z innymi dziewczynami. Powiedziałam mu, że jeśli chce dwie sroki za ogon ciągnąć, to nie ze mną. A on nawet nie walczył. Stało się dla mnie jasne, że chciał się tylko wylansować w telewizji. Cierpiałam – wspomina Justyna (cytujemy za onet.pl).

A potem przyszła choroba. Nazywa się ataksją rdzeniowo-móżdżkową. Jest dziedziczona genetycznie. Zaczyna się od zaburzeń równowagi, stopniowo chodzenie staje się niemożliwe. Mowa staje się bełkotliwa, trudno utrzymać wzrok na jednym obiekcie, chory traci też słuch.

Justyna spotyka się z wieloma trudnymi do zniesienia reakcjami. Ludzie sądzą, że jej bełkotliwa mowa świadczy o upojeniu alkoholowym. Kobieta jest sama, nie ma partnera, ucieczką jest dla niej wiara i Bóg. Jedyną szansą na wyleczenie jest terapia z użyciem komórek macierzystych, którą prowadzi się w Chinach. Jest jednak bardzo droga – kosztuje ok. 80 tysięcy złotych.

Czy Justyna dostanie swoją szansę? Będziemy śledzić jej historię. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Kurowskiej, jej życia i choroby, zajrzyjcie TUTAJ.

\"\"

\"\"

\"\"

\"\"

\"\"

\"\"

\"\"