Polska ostatnio żyje samymi aferami, nie tylko na scenie politycznej. Showbiznes dostarcza nam równie mocnych wrażeń. Artyści atakują media (patrz: Wiśniewski o Korwin-Piotrowskiej), siebie nawzajem i tworzą kolejne mityczne opowieści o zawiści, zazdrości i błędach przeciwnika.

Ostatnie parę dni podziwiamy rywalizację na linii Doda-Lubert. On najpierw nazwał singiel Diamond Beach twierdząc, że nie ma to nic wspólnego ze swoją byłą wspólniczką, po czym zmienił zdanie. Nagle okazało się, że to był dowcip i prowokacja. Pytanie tylko kogo?

Jeżeli chodziło mu o to, aby Doda obwieściła światu, co o nim myśli to chyba na to za późno. Piosenkarka nie ma zamiaru komentować, ani jego pomysłu na autopromocję, ani obraźliwych słów pod adresem swoim i swojej ekipy. Wiadomo, że walka o popularność potrafi być brutalna i na to każdy artysta jest przygotowany. Ciekawe tylko, czy Lubert wziął pod uwagę fanów, którzy kupili płytę piosenkarki. Wielu z nich kochało Virgin. To właśnie oni czekali na to, jaki poziom zaprezentują byli członkowie grupy. Nie tylko ten muzyczny.

Czy kochamy Dodę czy nie kilkadziesiąt tysięcy płyt zostało sprzedanych, pewnie jeszcze więcej skopiowanych. To jest rzesza ludzi, która dokonuje muzycznego wyboru. Lubert wybrał ryzykowny sposób na załatwianie starych porachunków. Czas pokaże czy i ile będzie go to kosztowało.

Muzyka obroni się sama. Dość już padło nieprzyjemnych słów.