Czasem postać tak przylega do aktora, że ludzie nie odróżniają rzeczywistości od telewizora. Tak jest też w przypadku Andrzeja Grabowskiego.

W wywiadzie dla Twojego Imperium wyznał, jak bardzo uciążliwi potrafią być spotkani ludzie. Z tego powodu musiał zmienić swoje przyzwyczajenia.

– Ja nawet w kościele staję z tyłu i chowam głowę, żeby mnie nie dostrzeżono, Tęsknię za czasami, gdy mogłem pójść do kawiarni i w spokoju wypić małą czarną. Nikt mnie nie zaczepiał. Bardzo sobie to ceniłem. A teraz? Zanim wejdę do baru czy restauracji, pierwsze, co robię, to się rozglądam, czy w środku nie ma wielu ludzi. Nie lubię być małpą w klatce.

Pozornie śmieszne sytuacje są dla aktora irytujące i denerwujące. Na pytanie, czy to prawda, ze przegonił kiedyś dzieciaki w barze, odpowiada:

– Ja tylko głośno domagałem się ochrony. Ciekawe, co Pan zrobiłby na moim miejscu? Byłem głodny, ale nie zdążyłem usiąść przy stoliku, gdy nagle otoczyła mnie zgrała dzieciaków i komentowała każdy mój ruch, każdy gest. Uznały, że nagle coś wypadło z telewizora, siadło i wcina. Wtedy nie wytrzymałem.

– Jest mi cholernie przykro, że ludzie kojarzą mnie tylko z Ferdynandem. Wielu z nich uważa, że ja, podobnie jak Ferdek, jestem bezrobotny i uwielbiam piwo. Gdy tłumaczę, że w serialu zamiast piwa mam wodę mineralną, nie wierzą, A gdy słyszę na ulicy, co, niestety, często się zdarza: „Ferdek, chodźże kurde na browar!\”, to szlag mnie trafia na miejscu.

Żałuje nawet, że nie zrealizował swoich dziecięcych marzeń, \”wtedy miałby święty spokój.\”

– Bardzo chciałem zostać księdzem. Teraz widzę, że trzeba było tak zrobić.

Jest jednak dobra strona grania Ferdka. Co robi Grabowski, gdy proszą go o autograf?

– Mówię, że Ferdek nie potrafi pisać.