Jak pisze Super Express, Edyta Olszówka (36 l.) przyznaje, że nerwy mają na nią niszczący wpływ – pali jak lokomotywa i trudniej odmawia sobie drinka. Jej wykluczające się wzajemnie cechy charakteru niszczą ją. Mówi, że ma słabą psychikę i o ile wrażliwość może przydać się na scenie, w realnym życiu nie jest już tak pożądana.

– Jestem słaba i silna jednocześnie. Zmienność nastrojów i łatwość przechodzenia ze skrajności w skrajność bardzo pomagają mi w pracy zawodowej, ale taka huśtawka strasznie przeszkadza mi w życiu. Dla mnie samej jest to bardzo trudne – wyznaje.

Nie tak dawno Polska rozpisywała się o tym, jak to Edyta na pokładzie samolotu pobiła Bogu ducha winną stewardesę.

– Każdemu czasem coś nie wychodzi. Każdy przeżywa swoje małe dramaty. Najgorsze jest jednak to, że wykonując ten zawód, jesteśmy cały czas obserwowani. A niektórzy wręcz oczekują od nas nieomylności – narzeka Olszówka.

Dzisiaj aktorka uspokoiła się. Ponoć codziennie medytuje. Dostała nawet rolę w filmie Lejdis, która ma być damską wersją przeboju kinowego Testosteron. Wcieli się w rolę Łucji, smotnej matki, nauczycielki biologii, która wiąże się z „niewłaściwymi facetami\”. Tutaj akurat realne frustracje mogłyby się sprawdzić całkiem nieźle.