Na ekranie często się uśmiecha. Sprawia wrażenie mężczyzny z klasą, kochającego ojca i męża.

Jak donosi Życie na Gorąco, w życiu prywatnym wcale nie jest tak łatwo. Jacek Kawalec i jego żona Joanna szukali w 1989 roku swoich czterech katów. Nie mieli wówczas mieszkania, a w ich życiu było małe dziecko. Wtedy pojawiła się okazja – znaleźli na warszawskiej Saskiej Kępie zadbany strych.

Zrobili wszystko, by tam zamieszkać. Zdobyli wszystkie zezwolenia i przystąpili do adaptacji strychu. Stworzenie z takiego miejsca przystani życiowej wymagało wielu pieniędzy. W końcu jednak udało się – Kawalec pracował nawet za granicą, ale dzięki zdobytym funduszom stworzyli dwupoziomowe mieszkanie.

Później jednak okazało się, że owe mieszkanie nie może zostać ich własnością, choć przecież sami stworzyli tam miejsce do godnego życia. Nie pomagali sąsiedzi, którzy specjalnie np. nasyłali policję, sugerując, że aktor zakłóca ciszę nocną. Ostatecznie sprawa trafiła do sądu i toczy się już od półtora roku.

Kawalec jest nawet współzałożycielem stowarzyszenia Nasze poddasze, które zajmuje się ludźmi w podobnej sytuacji. Kilku osobom się udało, co podnosi go na duchu. Tym bardziej, że przez to wszystko jego żona popadła wcześniej w depresję. Ma jednak nadzieję, że cała sprawa wyjaśni się na jego korzyść.