Warsaw Shore w zamierzeniu nie miał być programem o młodych, ambitnych i mądrych ludziach. Wprost przeciwnie miało być głośno, niekoniecznie z klasą i imprezowo.
Mimo że większość widzów łapie się za głowę z niedowierzania, że „bohaterzy” potrafią być tak… wulgarni i frywolni, to oglądalność jest całkiem spora. Można nawet powiedzieć, że niewysublimowane obrazy są wciągające.
Czym zatem poraził niedzielny odcinek Ekipy z Warszawy?
Zaczynamy od sprzątania domu. Nikt nie ma ochoty na ścieranie, odkurzanie i zmywanie. Dlatego łagodnie mówiąc w willi panuje smród i „gnój”.
– Miałam mieć k*rwa kontakt z ludźmi, a nie z drzwiami – narzekała Ewelina, gdy chłopcy podstępem zaciągnęli dziewczyny do mopa (powiedzieli, że Żaneta odda alkohol dopiero, jak będzie czysto).
Później była impreza, podczas której Eliza wdała się w bójkę z nieznajomym mężczyzną.
– Eliza stoi przy płocie, jakiś chłop za płotem i się wyzywają. Plują, się wyzywają. Powiedział jej, że jest najlepszą d*pą w klubie, wiec powinna być nagrodą i zrobić mu laskę powinna – relacjonował Paweł.
Na tej samej imprezie Ewelina wyrwała sobie faceta na jedną noc.
– Dobrze się rucha, więcej mnie nie obchodzi – skwitowała.
Amant Eweliny nie podszedł za to do gustu Ani, która wymownie zachęcała go do opuszczenia domu:
– Nie wk*rwiaj mnie, bo mam krótką cierpliwość, wyp*erdalaj z tego domu, bo wyjdziesz stąd bez butów.
Następna była przygoda Elizy w toalecie. Biedna cierpiała na zatwardzenie. To była historia w stylu „cisnę i nic”.
-Nie chcę o tym rozmawiać, to dyskretny temat – mówi po tym, jak już opowiedziała o swoim zastoju w jelitach.
A na sam koniec wielka impreza, wielka orgia i na drugi dzień wielki kac. Tej nocy nie było w domu osoby, która by nie zaciągnęła nieznajomego do łóżka. Na początek Ewelina uderzyła pięścią w szklanki w barze, zraniła się w rękę i pojechała do szpitala. Była pewna, że jest tak źle, że będzie trzeba odrywać jej paznokcie. Po tej nocy dywan w „bzykalni” wyglądał, jakby utkany był z opakowań po prezerwatywach.
Bezpieczeństwo na pierwszym miejscu – to chwali się, że nawet na takim rauszu „gwiazdy” Warsaw Shore o nim pamiętają.