Po tym, jak dwa dni temu wśród komentarzy pod jednym z postów na blogu Honoraty Skarbek pojawiła się wzmianka o jej chorobie, internet obiegła dramatyczna wiadomość:

Honey ma raka!

O chorobie wokalistki napisały wszystkie portale plotkarskie, wspomniały też te informacyjne. Dziś Honorata żałuje tego, że swym komentarze, otworzyła, jak pisze „puszkę Pandory”. Na blogu zamieściła wyczerpujące wyjaśnienie na temat swej choroby i różnych plotek, które zgromadziły się wokół tematu.

Dalej choruję, ale biorę leki, które powstrzymują rozwój chorych komórek. Mój organizm jest ustabilizowany na chwilę obecną – pisze Honorata. – Szczerze mówiąc nigdy o tym nie pisałam, ani nie mówiłam”.

Kiedy obudziłam się następnego dnia ta informacja była wszędzie, dosłownie zalała internet. Wszędzie krzyczały do mnie nagłówki „Honey ma raka”, „Honey walczy z nowotworem”, „Młoda piosenkarka śmiertelnie chora”. Cios dla mnie i mojej rodziny, przez moją chwilę zapomnienia. Po prostu chciałam być z Wami szczera, pytaliście o to od kilku lat, nie chciałam zdradzać zbyt wiele, przyznałam, że to prawda, ale zaznaczyłam, że obecnie wszystko jest ok…

Największym szokiem dla piosenkarki była reakcja mediów:

Czy to był błąd? Patrząc jak na to zareagowały media – zdecydowanie tak. W ciągu 24 godzin od publikacji na ten temat, do mnie i mojego managementu zadzwonili dziennikarze wszystkich możliwych gazet, telewizji, programów, stacji radiowych. Odmówiłam każdemu kwitując temat „bez komentarza”. Cóż mogłam?

Byłam w szoku jak ogromne zainteresowanie wzbudziła moja wypowiedź, a dokładniej w szoku jak łatwo można chcieć wzbudzić sensację, wykorzystać ją w mediach, budować na niej promocję – bo na tym właśnie im zależało. Nie mam pretensji- tak działa showbiznes, ale ja w tym przypadku nie będę jego częścią. Nigdy w życiu nie zgodziłabym się na wywiad okraszony okładką ze smutnym wyrazem twarzy z nagłówkiem „Mimo choroby, spełnia marzenia” albo „Rak nie przeszkodził jej w realizacji marzeń”. Zbiera mnie na wymioty kiedy sobie to wyobrażę. Nie po to przez 8 lat trzymałam to dla siebie, żeby teraz popłynąć na tym medialnie. Media lubią pożerać takie historię, a ja nigdy nie zamierzałam ich tym karmić

– zapewnia Skarbek.

Potem Honorata dokładnie opisuje przebieg choroby:

W wieku 14 lat zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę szpikową. Przeszłam bolesne pobieranie szpiku z kości ogonowej, robionej bez znieczulenia i z pełną świadomością. Przeszywający ból grubej igły, która przekłuwała mnie na wylot, zapamiętam do końca życia.

Miałam złe wyniki, a w planach był przeszczep szpiku kostnego, do którego musiałam się przygotować, cała moja rodzina stanęła na wysokości zadania. Moi rodzice pozbyli się mojego kochanego kota, z którym spędziłam 10 lat swojego życia, przebudowali mieszkanie tak, abym miała swój osobny pokój, przestałam chodzić do szkoły, zaczynając nauczanie indywidualne w domu. Do szkoły nie chodziłam przez 2 lata, żeby nie mieć styczności z przeziębianiami, chorobami, zarazkami.

Mój system immunologiczny był w kiepskim stanie. W tym czasie zaczęłam dużo siedzieć w internecie, dzięki czemu powoli zaczynałam zyskiwać popularność przez prowadzonego wtedy photobloga. Oczywiście nigdy nigdzie nie wspominając o mojej chorobie. Pewnego dnia mama powiedziała mi, że musimy kupić perukę, ponieważ z powodu chemioterapii, która miałaby mnie przygotować do przeszczepu, wypadną mi włosy. To był dla mnie straszny cios, ale w końcu się z tym pogodziłam. Zawsze byłam silna. Niestety nie można było znaleźć dla mnie dawcy szpiku, szukaliśmy we wszystkich możliwych bankach szpiku, zgłaszali się przeróżni chętni, ale wciąż nie było dla mnie kogoś, kogo szpik zgadzałby się z moim, na odpowiednią ilość procent, pozwalające na przeprowadzenie przeszczepu szpiku kostnego. Od momentu diagnozy, przyjmowałam leki powstrzymujące rozwój chorych komórek i wprowadzających mój organizm w stan remisji. Dzięki nim, moje wyniki znacznie się poprawiły. Moi lekarze zrezygnowali z konieczności przeszczepu, a ja w liceum wróciłam do szkoły i do normalnego życia, z którego korzystałam w 100%. Jedyne co mi przypominało o chorobie to stałe przeziębienia, anginy i grypy, którym łatwo poddawał się mój organizm, z powodu słabego układu odpornościowego, chociaż nawet sami lekarze nie wiedzą do końca czy akurat moja choroba podstawowa ma na to aż tak duży wpływ, bo niejednokrotnie sami pisaliście mi, że przechodziliście przez takie samo cykliczne chorowanie, przez które przechodzę ja. Moja morfologia pobierana co 2 miesiące wskazuje, że wszystko jest w normie.

Następnie Honorata odnosi się do plotek, które dotyczą korzystania z pieniędzy zbieranych przez fundację na jej leczenie.

Kiedy padła decyzja o przeszczepie, razem z rodziną zdaliśmy sobie sprawę, że koszty leczenia po tak ogromnej ingerencji w organizmie człowieka, dochodzą nawet do kilkuset tysięcy złotych. To wszystko nas przerastało i przerażało.

Sam fakt, że jedna tabletka, którą zażywam każdego dnia kosztuje 200 zł, jest dość przytłaczający finansowo. W szpitalu założyli mi specjalne konto w fundacji, na które zbierali pieniądze. W moim mieście założyli specjalne puszki, do których ludzie wrzucali pieniądze na moje leczenie. Nawet nie pytajcie co to za uczucie, kiedy 15-latka wchodzi do sklepu po paczkę czipsów, a przy kasie widzi puszkę z napisem „Zbieramy na leczenie chorej na białaczkę Honoratki Skarbek”. Wiem, że to było dla mojego dobra, ale wybiegałam z tych sklepów z płaczem.

W tym samym czasie mój blog zaczął zyskiwać popularność, robiłam coraz więcej zdjęć (moja choroba i typ białaczki, którą mi zdiagnozowali, to nie wyrok śmierci, sami widzicie, że na zdjęciach sprzed kilku lat wyglądałam dobrze).

Jedyne aspekty wizualne, których szwankowanie odczułam to bardzo blady odcień skóry (kiedyś miałam ciemną karnację, niezależnie od pory roku) oraz wypadanie włosów (przez kilka lat nosiłam doczepiane, bo naturalne wyglądały bardzo słabiutko. Był to też jeden z powodów, dla których musiałam w końcu je ściąć.

Teraz na szczęście trochę odżyły). Po mieście zaczęły krążyć plotki, że wykorzystuje pieniądze z fundacji na nowe ciuchy, kosmetyki, wyjazdy. Oczywiście to bzdury, bo pieniędzy z takich fundacji założonych przez duże organizacje nie da się ruszyć, kiedy w grę nie wchodzi leczenie. Ludzie najwyraźniej wymagali ode mnie tego, abym chodziła smutna, przybita, czekając na wyrok śmierci. Dlaczego miałam się tak zachowywać? Spotykałam się ze znajomymi, uśmiechałam się, imprezowałam- jak każda nastolatka. Kiedy podpisałam kontrakt w wieku 17 lat i nagrałam pierwszy teledysk, piekiełko rozpętało się na dobre. Dostawałam mnóstwo komentarzy o tym, że wyciągałam od ludzi pieniądze po to, aby kupić sobie karierę. Co najgorsze – mnóstwo osób w to wierzyło.

Jak ludzie mogą być tak bezczelni i perfidni? Jak ktokolwiek mógł sobie pomyśleć, że wykorzystałam swoją chorobę do zdobycia popularności?

Przeżywałam koszmar, ale już wtedy wiedziałam co chcę robić w życiu i właśnie to dawało mi się. Kochałam śpiewać, pisać piosenki, miałam już sporą rzeszę fanów, a wkrótce wyprowadziłam się do Warszawy. Zawsze powtarzałam na swoim blogu, że warto walczyć o swoje marzenia, kształtować w sobie determinację, pewność siebie, swoje wartości i uczyć się wzlatywać coraz wyżej ponad kłody rzucane nam pod nogi. To wszystko bardzo ukształtowało mnie jako człowieka, bardzo wzmocniło mój charakter, usamodzielniło. Tylko sami określamy nasze ograniczenia, ja potrafiłam je wszystkie pokonać. Myślę, że bardzo dużo dało mi moje nastawienie, lekarze powtarzają mi, że jestem wyjątkowym przypadkiem. Miałam w sobie niekończące się pokłady siły do walki, marzenia, które chciałam realizować. Dzięki temu wszystkiemu, udało mi się wzlecieć przez przeszkodę, która przez wiele osób, była dla mnie ostatnim etapem życia. A ja dopiero się rozkręcałam, aż w końcu jestem tu… 🙂 Kocham moje życie i jestem wdzięczna za każdy moment, który mogę przeżywać – pisze Honey.

Wokalistka zapewnia, że temat jej choroby nie będzie eksploatowany w mediach:

Wyobraźcie sobie, że oprócz ludzi z mojego rodzinnego miasta, nie wiedział o tym zupełnie nikt. W Warszawie miałam czyste konto, moi nowi znajomi czy współpracownicy – nie mieli o tym pojęcia. Czuję się teraz totalnie naga, pisząc Wam o tym. Gdyby nie mój nieprzemyślany komentarz sprzed dwóch dni, dalej wszyscy żyliby w niewiedzy i może byłoby lepiej? Tak czy inaczej w internecie można znaleźć informację na ten temat i prędzej czy później w jakiś sposób wyszłoby to na jaw…
Proszę Was oraz wszystkie media o uszanowanie mojego stanu zdrowia i prywatności, z tym związanej. Nie udzielę na ten temat żadnego wywiadu, nie pojawię się w żadnym programie. Nie zrobię z tego pożywki dla ludzi. Nie chcę współczucia czy litości. Nie patrzcie na mnie inaczej teraz, jak już o tym wiecie. Nie chce żadnej taryfy ulgowej. Życzcie mi tylko zdrowia, bo jest w życiu najważniejsze

– kończy swój wpis Honey.

Honey o swoim raku w mediach: Zbiera mnie na wymioty...

Honey o swoim raku w mediach: Zbiera mnie na wymioty...

Honey o swoim raku w mediach: Zbiera mnie na wymioty...

Honey o swoim raku w mediach: Zbiera mnie na wymioty...

Honey o swoim raku w mediach: Zbiera mnie na wymioty...

Honey o swoim raku w mediach: Zbiera mnie na wymioty...

Honey o swoim raku w mediach: Zbiera mnie na wymioty...