Lorde nazywana bywa „dziką”. Pochodząca z Nowej Zelandii wokalistka faktycznie nie bardzo pasuje do wymuskanych dziewczynek wyrosłych w „stajni” Disneya.
Jednak piosenkarka szybko się uczy i szybko nawiązuje znajomości, dzięki którym zaczyna swobodniej poruszać się w świecie show-biznesu.
Istnieje obawa, że za rok-dwa Lorde zamieni się w kolejny produkt wytwórni płytowej. Wtopi się w hollywoodzkie tło niczym Miley Cyrus albo Selena Gomez?
Na razie zaczyna udzielać wywiadów – właśnie ukazał się Teen Vogue z wokalistką na okładce.
Jestem kobieca – zapewnia piosenkarka. – Ale naprawdę uwielbiam zakładać również męskie rzeczy. Myślę, że to dlatego przypięto mi łatkę złej, naburmuszonej dziewczyny.
Ella (bo tak brzmi prawdziwe imię Lorde) nie ukrywa, że sława i wielki świat trochę zawróciły jej w głowie:
Kiedy mieszkałam w Nowej Zelandii nie miałam takich doświadczeń. Dużo czasu spędzałam w swoim pokoju. A teraz moje życie zrobiło się takie dzikie! Mam możliwość robienia tego, co lubię i przy okazji zwiedzania świata – jednego dnia jestem w Południowej Ameryce, potem w Londynie
– przeżywa Lorde.
Jak myślicie – zmieni się, czy pozostanie sobą?