Była modelką, miała oferty pracy od agencji na całym świecie. Zdecydowała się jednak zostać piosenkarką. Po wygranych eliminacjach na reprezentację w konkursie Eurowizji na pewno nie żałuje tej decyzji.

Sasza, czyli Aleksandra Strunin to siedemnastolenia córka śpiewaków operowych. Urodzona w Sankt Petersburgu (Rosja), mając 2 lata zamieszkała w Polsce. Rodzice dostali wówczas angaż w poznańskim Teatrze Wielkim, gdzie pracują do dziś. Tak więc na dobrą sprawę Ola jest bardziej Polką, niż Rosjanką. I tak też się czuje.

– Mam 17 lat, mieszkam tu od 15 i czuję się Polką! Tu się wychowałam i kocham ten kraj – mówi w rozmowie z Super Expressem. – Zresztą prababka ze strony ojca nazywała się Stankiewicz i była Polką – dodaje.

Już wiemy, że śpiew ma we krwi. Zresztą zawsze ciągnęło ją na scenę. Pięć lat temu wygrała Festiwal Piosenki Angielskiej w Brzegu. Później, już jako Sasha, postanowiła wystartować w Idolu. Bez powodzenia – odpadła na etapie klubowym.

Gdy czyta zarzuty co do swojego stylu scenicznego, oburza się. Twierdzi, że nie jest lolitką.

– Przecież mam 17 lat, nie 14! Fakt, że występuję w duecie z czarnoskórym wokalistą i wychodzę na scenę z odsłoniętymi nogami, szokuje tylko u nas. Na Zachodzie jest całkowicie normalne – mówi. – Prywatnie ubieram się zupełnie inaczej. Wiadomo, że nie wyjdę w T-shircie i dżinsach, bo nie będzie efektu. Scena rządzi się swoimi prawami: coś musi się świecić, coś musi się dziać. Ale nie jestem Marilynem Mansonem i nie zabijam kurczaków! – dodaje ze śmiechem.

Widocznie Saszka nie rozumie, o co nam chodzi – chcemy czegoś nowego, a nie w stale widocznych koronek, pończoszek i gorsecików z futerkiem. Czegoś świeżego. A co dostajemy – styl „przetrawiony\” przez wiele innych gwiazd. Nie tędy droga. No, chyba że ktoś zamierza być gwiazdą jednego sezonu.

Proponujemy wersję soft z jakimś niebanalnym akcentem.