OK – niech gwiazdy mówią. Niech się żalą. Niech uzewnętrzniają to, co u nich ludzkie i z czym mają problemy. Mogą to robić w imię podnoszenia ludzkiej świadomości. Cokolwiek.

Kiedy natomiast ktoś mówi o anoreksji i depresji tylko i wyłącznie na potrzeby autopromocji swojej nowej roli, sprawa wygląda trochę inaczej.

Magazyn People śmieje się ostatnio z Anne Hathaway (zobacz tapety), która w absolutnie napompowany sposób opowiada o swoich problemach z depresją i anoreksją, na które cierpiała jako nastolatka. Jak twierdzi, z jednego i drugiego wyszła bez pomocy lekarza czy lekarstw.

– Powiedziałam do mamy pewnego dnia: \”Pamiętasz tę dziewczynkę? Odeszła już, zasnęła. Powiedziała swoją kwestię i odeszła\” – opowiada 24-letnia Hathaway. – Ale pomyślałam wówczas: \”Ja też ją pamiętam, tylko że ona już nie jest częścią mnie\”. Przykro mi, że cierpiała tak długo. Bycie zajętym samym sobą jest takie negatywnie narcystyczne!

Ok – cieszymy się razem z Anne. Jest szczęśliwa, młoda, piękna i ma milionera za chłopaka. Tylko opowiadanie o podobnych chorobach, które odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pachnie nieszczerością. I to na kilometr.