Brittany Murphy zmarła nagle w grudniu 2009 roku. Aktorka miała zaledwie 32 lata.

Wyniki sekcji zwłok i śledztwa w sprawie śmierci wykazały, że Murphy cierpiała na zapalenie płuc, miała anemię, a nade wszystko była pod wpływem wielu leków.

Kilka miesięcy później zmarł mąż aktorki, Simon Monjack. Wokół tragedii narosło mnóstwo plotek – mówiono, że po śmierci Brittany wdowiec dzielił łóżko z… matką swej żony.

Dziś Sharon, matka gwiazdy, znów pojawia się jako bohaterka pogłosek dotyczących śmierci Brittany. Patolog Richard Sheperd ogłosił właśnie, że śmierci aktorki można było uniknąć, gdyby na czas trafiła pod fachową opiekę lekarską.

– Gdyby matka Brittany, Sharon, zadzwoniła na pogotowie 24 godziny wcześniej, kiedy pojawiły się pierwsze problemy jej córki z oddychaniem, szybka interwencja dałaby szansę na przeżycie – mówi lekarz. – 24 godziny potem było już za późno na ratunek.

Patolog nie wini matki za śmierć jej dziecka:

– Brittany była pod wpływem środków uspokajających, bardzo możliwe, że ani jej mąż, ani matka nie mieli pojęcia, jak ona naprawdę się czuje. Może właśnie dlatego nie dzwonili po karetkę

– teoretyzuje.

Brittany Murphy mogłaby żyć, gdyby...

Brittany Murphy mogłaby żyć, gdyby...

Brittany Murphy mogłaby żyć, gdyby...