Dziś na „wallach” polskich aktorów, aktorek i wszystkich niemal ludzi sztuki filmowej, pojawiły się pożegnania. Uczniowie, przyjaciele, wierni widzowie i fani żegnają Andrzeja Wajdę, który zmarł wczoraj w pięknym wieku 90 lat.

Zobacz: Krystyna Janda ponownie wzywa do poniedziałkowego strajku!

Przeczytaliśmy dużo pięknych słów o reżyserze. Ale żaden wpis nie uderzył nas tak bardzo, jak post Krystyny Jandy, który gwiazda, przyjaciółka Wajdy, opublikowała na swoim Facebooku.

To felieton, który aktorka napisała po tym, jak Andrzej Wajda został nagrodzony Oskarem.

***

(…) No więc, kiedy to się skończyło, opowiem Wam o nim tak, jak mi to przychodzi do głowy, pozwolę sobie na całkowitą swobodę i przypadkowość. Strumień świadomości – pisze Janda.

Cytujemy jedynie fragmenty, całość znajdziecie na profilu Krystyny Jandy:

Mówi, że film zrobić jest bardzo łatwo, trzeba tylko wiedzieć, że górę fotografuje się z dołu, a morze z góry, że aktorzy dzielą się na miejskich wiejskich, miejscy to tacy, którzy grają szybko i dobrze się fotografują w mieście, wiejscy to ci, którzy dobrze wyglądają w zieleni i grają wolno. Ja należę do miejskich. Wymienia jeszcze dwa podstawowe przykazania dla reżyserów: „Kradnij” i „Kochaj aktora swego”. Mnie reżyserował za pomocą zdania: „Zęby i do przodu!”.

***

Kiedy obserwuje grających aktorów, zdarza mu się płakać, z zachwytu, ze wzruszenia, ze złości. Robi przy tym czasami potworne miny, nie mogę patrzeć w jego kierunku, kiedy gram, bo wybucham śmiechem.
Oglądałam z nim w kinie E.T. Spielberga, widziałam, jak płakał podczas sceny umierania tej plastikowej laleczki. Całkiem zwyczajnie ciekły mu łzy, byłam tym trochę zdziwiona, ale zachwycił mnie tym najbardziej ze wszystkiego, ja też zresztą płakałam. Innym razem oglądałam z nim w kinie Hair Formana, nie podobał mu się, a ponieważ ja byłam zachwycona, po prostu szalałam na projekcji, był zaniepokojony, myślał, że się starzeje, że czegoś nie rozumie, nie wiedział, że przed projekcją zapaliłam swojego pierwszego (i ostatniego zresztą) papierosa z marihuany.

Czytaj też: Marek Kondrat naśladuje Andrzeja Wajdę [VIDEO]

***

Opowiadają, że kiedyś jechał na zdjęcia do Łodzi po oblodzonej szosie, myślał o scenie, którą ma nakręcić, zahamował gwałtownie, obróciło samochód i pojechał dalej, ale w odwrotną stronę, do Warszawy. Prowadzi okropnie. Ze mną boi się jeździć, ciągle mi powtarza, żebym patrzyła na drogę, bo kiedy opowiadam, patrzę na niego, a opowiadam zawsze. O wielu rzeczach, które dla nas, zwykłych ludzi, są oczywistością, nie ma zielonego pojęcia. Słyszałam raz, jak prosił, żeby mu włączono to… radio dla kierowców, bo chce się dowiedzieć, jakie są
warunki na drogach, i nijak nie mógł pojąć, że w ogóle nie ma takiego radia, że to tylko audycja. Nie lubi, jak mam krótkie włosy, innego koloru niż blond, i w ogóle, kiedy wyglądam inaczej niż jego Agnieszka z Człowieka z marmuru . Nigdy nie zauważył, że jestem kobietą, i kiedy musiałam przy nim nakarmić piersią któreś z moich dzieci, nie bardzo wiedział, co z tym fantem zrobić. Udał, że tego nie było. Lubi, jak się gra wyraźnie, odważnie, jednoznacznie. On jest autorem powiedzenia, że coś jest jak szare na szarym, czyli niewyraźne. W swojej naiwności i prostocie w ogóle nie zakłada, że ktoś może być po prostu niezdolny, ale kiedy to w pewnym momencie zrozumie, odwraca się gwałtownie i odchodzi, myślę, że szkoda mu czasu. Kiedy słyszy muzykę, prawie zawsze płacze, muzyka go wzrusza, choć mówimy o nim, że ma tylko pierwszy stopień umuzykalnienia, słyszy, że grają. Lubi cygara i whisky, ale nie może ani pić, ani palić z powodów zdrowotnych. Kiedy się trochę upije, jest rozkoszny. Ma uczulenie na truskawki. W każdej restauracji, nawet japońskiej, sprawdza w karcie, czy jest może schabowy z kapustą. Długie intelektualne rozmowy, dyskusje literackie, dywagacje filozoficzne nudzą go śmiertelnie, zasypia, przestaje widzieć obrazki.

Zobacz też: Ostatni film Andrzeja Wajdy, Powidoki, ma szanse na Oscara

***

Ma nieprawdopodobną siłę i dar uruchamiania ludzi, którzy z nim i dla niego pracują. Oczekuje od wszystkich – aktorów, scenografów, asystentów, operatora – co rano tysiąca pomysłów, propozycji, emocji, i wybiera z tego bezbłędnie te właściwe, zamieniając je w znaczące, nadając im wagę i formę. Niektórzy opowiadają potem, że to oni reżyserowali jego filmy. Musi być otoczony, młodością, ruchem, jasnością. Lubi pracować z młodymi ludźmi, zderzać się z ich wyobraźnią i pomysłami. Odcięty od młodzieży, smutnieje, więdnie, zasypia. Nie przywiązuje się do współpracowników, aktorów, prawie zawsze obsadza wprost, czyli szuka w ludziach cech postaci, które są mu potrzebne. Twierdzi, że trafna obsada filmu to pięćdziesiąt procent powodzenia. Mimo że myśli obrazami, nic go tak nie zachwyca w sztuce, jak celna mądra
myśl, właściwa obserwacja. Nigdy nie wybacza głupoty, efekciarstwa, błędnej analizy, w najsprawniej, najpiękniej zrealizowanym, świetnie zagranym teatrze czy filmie. Potrafi być wtedy okrutny. Forma i obraz zawsze wynika u niego ze znaczenia i treści, a nie odwrotnie. Kiedyś siedziałam obok niego w jakimś samochodzie, patrzył przez okno, powiedział w pewnym momencie do siebie: „Żadnej trakcji elektrycznej, można by tu nakręcić wielką, piękną bitwę”.