Mandaryny się nie lubi, co najwyżej współczuje, bo Michał Wiśniewski bawi się za dwoje i szaleje w starym stylu. Marcie została opieka nad dziećmy (tyle dobrego), wojna o prawo do nazwiska i cukrzyca.

Jest jednak gwiazdą w naszej polskiej, skromnej skali.

Maciek Durczak, manager polskich gwiazd (do niedawna również i Dody), nazywa ją lalką Barbie. Ikoną.

I przy okazji zdradził, co robić, aby otrzymać gwiazdę.

Do tego potrzeba „kucharek sześć\” i ok 200-300 tys. złotych. Wychodzi niestrawna, ale sprzedająca się papka.

– Sztab ludzi pracował [nad Mandaryną]. Chirurdzy też, ale w przypadku takich artystek jak Doda czy Mandaryna to nic złego, a ich sztuczne biusty z pewnością pomogły im w karierze – powiedział w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.

Biust jednak to za mało, aby stworzyć osobowość medialną.

– Podstawą jest osobowość. Tylko wtedy jest sens inwestować. A to niemałe pieniądze. Żeby z zadowalającym skutkiem pokazać artystę światu, trzeba wydać minimum 200-300 tys. zł.

Najpierw wybiera się tzw. target, czyli grupę docelową. W przypadku Dody i Mandaryny to nastolatki, ok. 14-15-go roku życia. Zapakowana wcześniej lalka-piosenkarka potrzebuje oczywiście hitu, który trzeba zamówić u \”zawodowego producenta, najlepiej na Zachodzie\”.

– To jest 15 tys. zł. Piosenek musi być ok. dziesięciu, z czego dwie, trzy powinny być przebojowe. To jest już ponad 100 tys. Następny ruch to teledysk. Jeśli ma trafić do nastoletniego odbiorcy, dobrze jest zrobić go za granicą – żeby było kolorowo i bajecznie. I to wcale nie wychodzi drożej niż zrobienie klipu w Polsce. To kosztuje 40-50 tys. plus cena kilku dobrych ciuchów u dobrego projektanta – następne 30 tys. I dopiero po teledysku rusza machina promocyjna, czyli robota moja i wytwórni płytowej. Piosenkę powinny zagrać radia, a teledysk pokazać telewizje muzyczne – ciągnie Durczak.

Mówi, że łapówki są zbędne. Dobra piosenka sama w sobie jest wynagrodzeniem dla radia, bo nakręca im słuchaczy.

Kolej na PR. I tutaj robi się ciekawie. Okazuje się, że wbrew pozorom bardzo łatwo jest manipulować tabloidami, jeśli tylko zna się na nich sposób. Można bywać na bankietach i już jest szansa, że zrobią ci zdjęcie, a później dopowiedzą romans z przypadkową osobą. Trzeba jednak uważać, KTO pisze. Fakt nie jest pożądany, za to Gala czy Viva jak najbardziej. Dlaczego? Prosta odpowiedź: ich czytelniczki mają więcej pieniędzy.

– Michał Wiśniewski na przykład każdej ze swoich żon organizuje rozbieraną sesję w CKM. Jest mały skandal, jednocześnie duża promocja i Michał jeszcze na tym zarabia.

Durczak mówi też o tzw. ustawkach. To nic innego, jak plotka kontrolowana. Wystarczy zać znak gazecie, że jakaś gwiazdka będzie paradować skąpo odziana, że będzie robić zakupy tu i tam. Dziennikarze pojawiają się w wyznaczonym miejscu, zaglądają gwieździe do koszyka, a poźniej piszą, że pani M. kupiła w seks-shopie wibrator.

– Prawdę mówiąc, ja unikam 'ustawek\’. Wolę profesjonalną sesję zdjęciową – twierdzi manager.

I dodaje:

– Z największego banału można zrobić newsa. Pewnie, że kupienie samochodu nie jest żadnym skandalem, ale już wystarczy, żeby zaistnieć. Bo samochód drogi, bo tapicerka pod kolor butów czy coś takiego. Można też po prostu wypuścić dziewczynę na zakupy z narzeczonym. Idzie za nią dziennikarz, pstryka zdjęcia i notuje, co kupiła i ile wydała. Nic takiego, ale napiszą, że przyłapali znaną wokalistkę, jak sobie elegancką bieliznę kupowała. Dołożą jakąś plotę i ludzie mają scenę z życia gwiazdy.

Ot i cała machineria.

Następnym razem, kiedy napiszemy o cudzych zakupach, weźcie pod uwagę, że wcale nie jesteśmy tacy sprytni. 😉