Po jednym z warszawskich z koncertów Gosia Andrzejewicz zasiadła w przygotowanym przez ojca kramiku i wspierała rodzinny handel. Jej ojciec kasował gotówkę, ona podpisywała plakaty i płyty – donosi Fakt.

Gazeta pisze, że tato piosenkarki w ciągu godziny wypełnił swoje kiesznie banknotami i bilonem. Fani kupowali ochoczo, zwłaszcza, że ceny nie były wygórowane – 15 złotych za płytę i 2 złote za plakat z Gosią.

Fakt podkreśla prz okazji przedsiębiorczość ojca artystki, któremu ona daje zarobić.

A może się dzielą? W końcu każdy grosz się liczy i wokalistka nie powinna gardzić nawet niewielkim utargiem.