Sprawa tzw. dopalaczy jest na wokandzie już od dłuższego czasu, ale na sile przybrała, gdy w Polsce pojawiła się fala silnych zatruć (a nawet i zgonów) spowodowanych tymi środkami. Dopalacze powodują m.in. stany lękowe, drgawki, skoki ciśnienia, kołatanie serca, utratę świadomości, a nawet śmierć. Mimo to można je dostać bez problemu. Rząd stara się kontrolować tzw. biznes dopalaczowy, ale póki co to handlarze środkami odurzającymi są na czele tego pościgu.

Muzyk Zbigniew Hołdys nie jest jednak za wprowadzeniem zakazu wszelkich narkotyków, w tym dopalaczy.

– Jestem za – mówi odważnie w reportażu opublikowanym na łamach Dużego Formatu – pod warunkiem, że na każdym zostanie opisana pełna gama objawów i skutków, całkowita ich zawartość (jak na butelce coli) wraz z opisem, że są niebezpieczne, oraz procedurą paramedyczną, jak się zachować (np. natychmiast wezwać lekarza, zmusić się do wymiotów), gdy zauważymy niekorzystne objawy. Tak jak się pisze na płynach chemicznych i lekach.

Kuba Wandachowicz z zespołu Cool Kids of Death próbował dopalaczy. Zespół zresztą jest sponsorowany przez jeden ze sklepów z takimi dopalaczami. Muzyk twierdzi jednak, że takie używki to nic fajnego.

– Jak się to pali, to coś między smrodem zdechłego kota a kwiatami butwiejącymi w wazonie na cmentarzu. Wali po głowie jak wódka, nie ma takiej lotności jak po marihuanie. Uzależnia jak opiaty – nie haj jest fajny, tylko samo wzięcie.
Wolałbym, żeby w sklepach była marihuana. Trochę to potrwa, 10, 20, 50 lat. Ale jak poumierają obrońcy krzyża, a o ustawach decydować będą ludzie, którzy dziś są młodsi ode mnie – tak się stanie.

Pełna wersja reportażu Rozwalacze dostępna tutaj.