Wielu myślało, że to bardzo kiepski primaaprilisowy żart. Okazało się jednak, że to smutna prawda. W środę, 1 kwietnia zmarł Robert Leszczyński.

Dziennikarza i krytyka muzycznego wspominało wielu jego znajomych. Jednak największe wrażenie zrobił na nas wpis na blogu Michała Witkowskiego. Pisarza, blogera, celebryty. I przyjaciela Leszczyńskiego.

Witkowski napisał to, co czuł.

Robert Leszczyński nie żyje. Dzwoniłem do niego niedawno, bo gdzieś gdzieś mi zniknął z życia, a ja nie lubię, kiedy tacy ludzie znikają. Przecież przez dwa lata byliśmy sąsiadami, niemal “w szlafroku” schodziłem do niego. Na youtube party, na snucie planów… Opisałem go z całą sympatią w “Margot”. Lubił otaczać się znanymi ciotkami, Nowakiem, mną, Jacykowem, nie było w Tobie cienia homofobii. Byłeś chyba jedynym znanym mi heterykiem, który trochę żałował, że nie jest gejem. To Ty jako pierwszy pokazywałeś mi takie głupoty, jak “ Jożin z Bażin” czy Aldona Orlowska – skierował swe słowa do nieżyjącego przyjaciela.

Witkowski wspomina Leszczyńskiego jako osobę niespełnioną:

Zapraszałeś mnie na sushi po czym zamawiałeś i zjadałeś “zestaw dla trojga”. Ale wiem, że byłeś niespełniony. Po Idolu inni wkręcili się na stałe do telewizji, a Ty właściwie prowadziłeś już tylko dżoby i syciłeś się podziwem panienek z prowincji. Nie zakręciłeś się – jak Wojewódzki – wciąż snułeś jakieś plany, chciałeś wydać powieść, chciałeś zaistnieć w polityce. Powieść miała być o Twoim pokoleniu, o rockendrollu i nie była dobra. W polityce też nie wyszło.

Pisarz nie ukrywa, że zmarły dziennikarz prowadził niezbyt zdrowy tryb życia:

Piłeś. Nie raz odprowadzałem Cię z taksówki do domu, a właściwie wynosiłem Twoje zwęglone zwłoki do eleganckiego apartamentu z dyżurką i wielkim akwarium. (…) Strasznie mi smutno, Robi. Wiem, że nigdy nie dbałeś o zdrowie, chlałeś, ćpałeś i mówiłeś, że chcesz umrzeć młodo, wiem, że gdybyś wraz ze mną mógł oglądać “recepcję” Twojej śmierci na portalach, to byś stroił sobie żarty, wymyślałbyś dla mnie odjechaną stylówę na Twój pogrzeb… A najbardziej śmiałbyś się z tej “niezdiagnozowanej cukrzycy” i pytałbyś, od kiedy to się tak nazywa… Ale mi jest smutno. Ryczałem całą noc. Pierwszy raz zobaczyłem w mediach czarno-białe zdjęcie kogoś, kto przynajmniej w pewnym okresie był bez dwóch zdań moim przyjacielem.

Ze wspomnień Witkowskiego rysuje się portret Leszczyńskiego, jako faceta, który lubił się bawić:

Pamiętasz, jak kiedyś chodziliśmy do Utopii w sobotę o piątej rano, bo wtedy nikt nie stał na bramce i wchodziła do klubu wieś? Jak podsłuchiwaliśmy ich dialogi (”o Boże, on był wagą, ja wiedziałem, że z wagą nie wyjdzie!”)? Pamiętasz, jak słuchaliśmy i śpiewaliśmy “Biełyje Rozy” Szatunowa? Jak przyleciałem do Ciebie w nocy i oglądaliśmy razem Jolę Rutowicz, bo była Twoim ówczesnym odkryciem? (”Ta laska ma tipsy na mózgu, musisz to zobaczyć!”). Pamiętasz, jak uczyłeś mnie podrywać ślicznotki z prowincji “na sławę”? – pisze Witkowski.

Na koniec pisarz powątpiewa w przyczynę śmierci, o której powiedział Maciej Nowak informując o odejściu Leszczyńskiego:

Pa, Robert, wszyscy Cię kochaliśmy.PS. Czy wiesz, że już w sieci pojawiły się zdjęcia woreczka z białym proszkiem i podpisem “niezdiagnozowana cukrzyca”? Podobałoby Ci się to, podesłałbyś mi na privie, na fejsie z ikonką “wywalony język”. A teraz przyśnij mi się i powiedz, czy tam, w piekle, można na znaną facjatę skołować jakieś konkretne ślicznotki, czy są tam fajne ścianki, no i jak to było z tą Twoją śmiercią, czy to aby nie Twoje brudne sprawki ze spidem.

Bloga Michała Witkowskiego znajdziecie tutaj.

Witkowski do Leszczyńskiego: Chlałeś, ćpałeś i mówiłeś...

Witkowski do Leszczyńskiego: Chlałeś, ćpałeś i mówiłeś...

Witkowski do Leszczyńskiego: Chlałeś, ćpałeś i mówiłeś...

Witkowski do Leszczyńskiego: Chlałeś, ćpałeś i mówiłeś...

Witkowski do Leszczyńskiego: Chlałeś, ćpałeś i mówiłeś...