Artur Andrus zdradził, jak zmarła Maria Czubaszek
"Chciała, żeby to odbyło się szybko..."
Artur Andrus był bliskim przyjacielem Marii Czubaszek. On – satyryk, ona – satyryczka. Mieli podobne poczucie humoru i podobnie postrzegali świat. Kto słuchał radiowej Trójki, na pewno nieraz słuchał ich rozmów przetykanych żartami, sarkazmem i ironią – jego „ciepłą”, i jej – raczej chłodną, zdystansowaną.
Zobacz: Te gwiazdy nie chcą mieć dzieci
Po śmierci Czubaszek Andrus wspomina przyjaciółkę w rozmowie z Krystyną Pytlakowską z Vivy!. Dziennikarz opowiada, jak Czubaszek traktowała śmierć:
Zawsze powtarzała, że planowała żyć do trzydziestki, bo potem to już nie ma sensu. I była zdziwiona, że to życie trwa, trwa i trwa. Zwłaszcza, że miała świadomość, iż żyjąc, jak żyła, z uporem pracuje się na to, żeby wszystko się skończyło. Nie byłaby więc zdziwiona tym, że umarła – wspomina.
Śmierć Czubaszek była nagła. Taka, jakiej pragnęła:
Zobacz: Hieronim Wrona wspomina Marię Czubaszek
Chciała, żeby to odbyło się szybko i bezboleśnie, a najlepiej we śnie, i żeby nikomu nie sprawić swoją śmiercią kłopotów. Nie byłaby więc zaskoczona, że tak właśnie się stało. Zaskoczeni byli ci, co zostali. Ja i jeszcze paru innych znajomych. Karolak nawet bardzo… – mówi Andrus.
Wojciech Karolak to wieloletni partner satyryczki. Jej odejście – co naturalne – mocno go zabolało.
Kiedy usłyszałem od Wojtka, że Marysia nie żyje, powiedziałem: „Zając, trzymaj się jakoś”. A on na to: „Nie wiem, czy jestem jeszcze zającem, bo zające były zawsze dwa”. I usłyszałem w nim skrzywdzone dziecko. Oni dla siebie byli właśnie takimi dziećmi, które odnalazły się w tej samej bajce i szły przez życie, trzymając się za łapki – wspomina Artur Andrus.