Z jednej strony Artur Boruc narzeka, że dziennikarze wchodzą w jego życie z butami, że nawet gospodynie domowe wiedzą o nim wszystko, a z drugiej strony – dalej ciągnie swą opowieść. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej piłkarz dosłownie wylewa brudy ze swego życia.

Najpierw Boruc prostuje, że wcale nie jest po rozwodzie ze swą żoną Kasią. I opowiada, że rozstanie nie miało miejsca z jego winy:

– (…) nieprawdą jest, że to ja ją zostawiłem, bo zakochałem się w innej kobiecie. Kasia wyprowadziła się pierwsza, przed mistrzostwami Europy, powiedziała, że ma dość takiego życia. Zresztą rozstawaliśmy się już dwa razy wcześniej. Na Euro było jeszcze kulturalnie, rozmawialiśmy przez telefon, uzgadnialiśmy szczegóły rozstania. Później urodził się Alex. Beenhakker dał mi dzień wolny, żebym mógł go zobaczyć. W szpitalu rozpłakałem się ze szczęścia, myślałem, że będę mógł się z nim normalnie widywać. Podzieliliśmy majątek, dałem żonie naprawdę dużo, choćby pięć mieszkań w Warszawie. Obiecała mi rozwód, ale później z wszystkiego się wycofała.

Polskie prawo jest takie, że jeśli w rodzinie jest małe dziecko, to nie dostanie się rozwodu, gdy moja żona powie w sądzie, że mnie kocha. Nie potrafię sobie teraz ułożyć życia, wyciszyć się, tak jak chcę – mówi Boruc.

Bramkarz nie szczędzi gorzkich słów pod adresem żony i jej rodziny:

– Kiedy jadę z wizytą do syna, nie mogę z nim posiedzieć sam przez dziesięć minut. Kaśka zakłada buty na obcasach tylko po to, by Alex cały czas patrzył na nią, kiedy chodzi obok. Jak wychodzę z nim na spacer, metr za mną idzie teściowa, bo boi się, że go porwę. Cała tamta rodzina uważa, że jestem niezrównoważony psychicznie, że jestem alkoholikiem. Bez przerwy mnie prowokują.

Próbowałem milczeć, kiedy słyszałem same przykrości, ale żona zawsze żyła moim życiem i tak jej zostało. A kiedy krzyknąłem, bo nie wytrzymałem, w domu była radość, bo dziecko się przeze mnie rozpłakało – żali się Artur Boruc.

Piłkarz mówi także o pojawiających się sugestiach, iż jak na sportowca, jest za bardzo imprezowy:

– Pyta pan, czy jestem alkoholikiem? Nie piję codziennie, ale wtedy, kiedy mogę i chcę. Palę też papierosy. Niedużo. Paliłem nawet na mistrzostwach Europy, ale dobrze broniłem i nikomu to nie przeszkadzało. Teraz w Boruca przywalić jest modnie. Można się wypromować na moim nazwisku, zaistnieć. Dzień beze mnie to dla dziennikarza dzień stracony. W Polsce ludzie najbardziej lubią komuś przyłożyć, zwłaszcza wtedy, gdy ten ktoś ma problemy – mówi Boruc.

Cały wywiad z Arturem Borucem przeczytacie tutaj.