Britney Spears udowodniła wczoraj wszystkim, że żyje.

Wyłoniła się ze swojej przepastnej groty – ośrodka leczenia uzależnień – by pognać na spotkanie AA. Nie biła już nikogo parasolką, nie rzucała przekleństwami. Na jej twarzy malował się wielki uśmiech. I naprawdę wyglądała nieźle. Ogolona głowa została schowana pod czapką i peruką.

Taka mała rzecz, a cieszy. Media, oczywiście. Paparazzim naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba.