John Mayer nie wytrzymał i postanowił zrobić coś w sprawie dręczących go paparazzi. Nie, nie przylał im parasolką. Zamiast tego wystosował oficjalne pismo do urzędu w Los Angeles, prosząc o to, by miasto uregulowało sprawę nachalnych fotoreporterów.

– Nie proszę was o to, abyście usunęli paparazzi. Proszę, aby ktoś to uregulował. Opodatkował. Zatwierdził – powiedział artysta władzom. – Nie chcę błagać miasta Los Angeles, aby przywrócili stan z roku 1987 roku. Podoba mi się to, że jestem słynnym muzykiem w 2008 roku. Tu chodzi o bezpieczeństwo.

Piosenkarz zasugerował pewne rozwiązania mające uczynić życie gwiazd znośniejszym (jak to brzmi…). Jednym z jego pomysłów jest, by fotoreporterzy pracujący dla licencjonowanych agencji fotograficznych byli oznakowani oraz by stworzono dla nich przepisy określające, na jaką odległość mogą się zbliżyć do gwiazdy, którą zamierzają sfotografować.

– Wprowadzenie przepisów dla paparazzich nie ukróci tego, coś dzisiaj dzieje się w mediach, podobnie jak nowe przepisy nie powstrzymały ludzi od rozmów przez telefon komórkowy w trakcie prowadzenia samochodu. To sposób, by pokazać, że wolny rynek też bierze pod uwagę ludzkie bezpieczeństwo – tłumaczy Mayer.