Sława ma to do siebie, że czasem zbyt mocno uderza do głowy. Symptomy takiego stanu są łatwe do wychwycenia. Gwiazda gwiazdorzy i we własnych oczach wydaje się być kimś więcej, aniżeli rzeczywiście jest.

Gwiazdorskie fochy zaprezentował w ubiegłym tygodniu Justin Bieber w klubie ping-pongowym SpiN, który należy do Susan Sarandon. Kiedy pojawił się w lokalu ze swoimi znajomymi, obsługa skierowała go do sali dla VIP-ów z zastrzeżeniem, że ma ją zwolnić o 18.30, ponieważ od tego momentu jest zarezerwowana.

Kiedy jednak godzina wyjścia nadeszła, piosenkarz nie chciał przerwać zabawy i nie zamierzał opuścić zarezerwowanej przez dużą firmę sali.

Dopytywał jedynie, jak to możliwe, że ktoś może mieć salę zarezerwowaną, a on nie. Nie trafiały do niego tłumaczenia, że wcześniej trzeba dokonać rezerwacji telefonicznie.

Najwyraźniej gwiazdor oczekiwał, że obsługa ma na etacie wróżkę, która jest w stanie z dokładnością co do minuty określić, kiedy Justin Bieber zjawi się w lokalu i ile czasu będzie chciał w nim zostać.

&nbsp
Justin Bieber nie chciał opuścić zarezerwowanej sali