Sprawa z przypaloną rzekomo sukienką Lidii Kopani nabrała nieco rumieńców.

Państwo Krajewscy żalili się w prasie, że piosenkarka nie chce zapłacić za zniszczoną ich zdaniem sukienkę wartą 4 tysiące złotych.

Kopania w odpowiedzi, którą wysłała do naszej redakcji pisze:

– Bardzo mnie dziwi zarzut Państwa Krajewskich, bo sukienka, którą oddałam nie była zniszczona, a po dwukrotnym prasowaniu wymagała jedynie odświeżenia – przekonuje. – Prywatnie mogę jedynie wyrazić ubolewanie nad całą tą sytuacją. Państwo Krajewscy wypożyczali mi sukienki w ramach współpracy, która przynosiła im korzyści promocyjne.

– Po fali krytyki kreacji Krajewskich, zmuszona zostałam do zmiany projektanta sukienki na konkurs Eurowizji. Producenci mojego występu w Moskwie postawili na markę i jakość i wybrali Macieja Zienia. Nigdy nie obiecywałam Krajewskim wyłączności i miałam nadzieję, że zrozumieją ten ruch. Niestety od tego czasu nasza tak współpraca jak i relacje osobiste uległy ogromnemu pogorszeniu. Jeszcze raz podkreślę, że sukienka, którą zwróciłam nie była zniszczona, a jedynie wymagała odświeżenia. Gdy Państwo Krajewscy próbowali szantażem wymusić ode mnie zapłatę, powiedziałam im, aby oddali sprawę do roztrzygnięcia sądowi. Zastanawiające, czemu z tego nie skorzystali. Myślę, że to przestroga dla innych, aby nie współpracować z osobami, które zastraszaniem pragną zmusić artystę do współpracy.

Jak widać modowy biznes nie jest tak wdzięczny, na jaki wygląda. Sprawa jest mało elegancka, niezależnie od tego, czyja w tym wina.

 
Spór toczy się o tę szarą sukienkę: