Krystyna Janda na łamach Pani zdobyła się na wyznanie – jak to sama określiła – bardzo intymne,

Kiedy miałam 17 lat, zakochałam się na zabój, tak mi się wydawało. Cztery lata później, podczas wakacji, przeżyłam moment absolutnej rozpaczy i słabości, chciałam popełnić samobójstwo. Połknęłam fiolkę proszków. Na szczęście kolega z warsztatów malarskich zorientował się, co się stało, i wykazał się nadzwyczajną inteligencją, nie mówiąc nic nikomu. Wpompował we mnie kilka litrów brudnej wody z jeziora (wymiotowałam jak kot) i uratował mi życie. Od tego czasu minęło 37 lat – pisze.

Ilu rzeczy bym nie zrobiła, ile radości nie zaznała, gdyby wtedy chwila słabości i braku wiary, że życie bez tego kogoś ma sens, skończyła się inaczej? – dodaje.

Aktorka chciała w ten sposób uświadomić pewnej młodej czytelniczce, że warto żyć pomimo wielkiego zawodu miłosnego. Jej zdaniem trzeba \”żyć ciekawie, spotykać nowych ludzi, zajmować się sprawami, które (…) sprawiają przyjemność, a wtedy każdy dzień przyniesie zmianę, każda godzina może odmienić wszystko\”.

Takie słowa z ust Jandy z pewnością brzmią przekonująco. Kobieta z trudnym bagażem doświadczeń i tak ma dość ochoty, by pocieszać dziewczynę, przed którą życie stoi otworem.