Lindsay Lohan w piątek miała dość poważny wypadek samochodowy. Wyglądało to groźnie i skończyło się jak u Ewy Farnej – na otarciach i siniakach. Aktorka miała mnóstwo szczęścia, bo porsche, którym jechała, nadaje się tylko do kasacji.

Lohan wjechała pod tira. Jakim cudem żyje? No właśnie – jakimś cudem.

Tak czy inaczej, samochód był wynajęty, a LiLo twierdzi, że nie zadziałały hamulce w pojeździe, który prowadziła.

Ciekawa jest jednak historia kierowcy tira. Twierdzi on, że tuż po wypadku aktorka chciała uciec z miejsca wypadku, ale ją powstrzymał. Wówczas jej asystent, który kierował innym samochodem, starał się „kupić milczenie\”.

Ponadto Lindsay miała mieć przy sobie \”różową torbę wypełnioną czymś\”, którą za wszelką cenę starała się ukryć, przykrywając ubraniami. Kiedy przyjechała policja, asystent polecił jedynie kierowcy, by \”nie wspominać o różowej torbie\”.

Nasuwa się zatem przypuszczenie, że LiLo miała przy sobie coś nielegalnego. A cóż nielegalnego może mieć osoba, która leczyła się z uzależnienia od alkoholu i narkotyków?

&nbsp
\"Lindsay