Gwiazdą został zaledwie po trzech latach od ukończenia szkoły teatralnej, do której zresztą dostał się za drugim razem. Profesor wytknął mu akcent – zamiast „wziąć\” mówił \”wziąść\”, \”włanczać\” zamiast \”włączać\”. Przez rok pracował nad sobą i nad dykcją.

W końcu jednak dopomogły mu karate i skrzypce.

– Gdy podczas egzaminu [Jan Englert, będący wówczas w komisji] dowiedział się, że trenowałem karate, zaproponował mi, żebym powiedział przygotowany tekst i jednocześnie walczył z wyimaginowanym przeciwnikiem. Zaprezentowałem kilka obrotów, wyskoków i uników, w dodatku robiłem to bez skarpetek, a na koniec wyciągnąłem skrzypce i, sam sobie akompaniując, zaśpiewałem \”Mały biały domek\” – opowiada Maciek.

Tak naprawdę myślał, że zostanie muzykiem. Jako dziecko uczył się gry na skrzypcach i kiedy reszta chłopaków grała w piłkę, on ćwiczył. Tylko dzięki nauczycielowi, profesorowi Krzysztofowi Swobodzie z Filharmoni Rzeszowskiej, nie rzucił tego w diabły.

– To dzięki niemu zakochałem się w skrzypcach – przyznaje aktor, który gry na instrumencie uczył się w rzeszowskiej szkole muzycznej, 66 km od rodzinnego miasta, Stalowej Woli.

Skrzypce jednak są… takie niemęskie. Tak więc Maciek zapisał się na lekcje karate. Rodzice nie wiedzieli o niczym. I tak przez pięć lat.

Jak wspominają jego koleżanki, od samego początku widać było, że to materiał na gwiazdę.

– My od rana do nocy przesiadywaliśmy w szkole, marzyliśmy o epizodach, a on tylko zmieniał taksówki, by zdążyć na kolejne spotkanie czy plan – zdradza jedna z nich.

Kiedy Krzysztof Kolberger powiedział na jednym z wykładów, że ciało aktora to jego warsztat, Maciek natychmiast zapisał się na siłownię. Jako jedyny z grupy.

W najnowszej Vivie przeczytacie znacznie więcej na temat naszego polskiego Brada Pitta, zobaczycie też cokolwiek zabawną sesję z jego udziałem. Wciela się w niej w postać chociażby Tootsie czy Forresta Gumpa.

Nam tylko szkoda, że chłopak tak uzdolniony wykorzystuje swój talent i determinację, aby pojawiać się w filmach rzędu Tylko mnie kochaj. My nie chcemy drugiego Brada. Wolimy kolejnego Toma Hanksa.

Tylko że jak mówi sam Maciej, \”Narcyzm to drugie imię aktorstwa!\”. Co nie przeszkadza mu marzyć o skomplikowanej roli.

Szkoda, że w tak wspaniałych bohaterów wciela się tylko w sesjach zdjęciowych. I tym musi się zadowolić zarówno Maciek, jak i jego fani.