Władysław Kozakiewicz, mistrz olimpijski w skoku o tyczce z 1980 roku oraz autor sławnego gestu Kozakiewicza promuje ostatnio autobiografię zatytułowaną Nie mówcie mi jak mam żyć.

Wybitny sportowiec-buntownik opowiadał o swojej książce w audycji radia Tok FM. W rozmowie pojawiła się również kwestia poruszanego w biografii trudnego dzieciństwa lekkoatlety. Jego ojciec był znęcającym się nad rodziną sadystą. Kiedy bił dzieci, lała się krew. A bił je często i z byle powodu.

Kiedy Kozakiewicz opowiadał jak jego siostra miała zostać ukarana za to, że nie upilnowała go jako małego chłopca, popłynęły łzy.

– Uciekła do lasu, a ojciec gonił ją ze sztachetą, bo karę musiała dostać. Dostała lanie i ze strachu przez trzy dni nie wracała do domu – mówił ze ściśniętym gardłem Kozakiewicz.

W pewnym momencie głos odmówił posłuszeństwa.

Prowadzący audycję redaktor sportowy, Przemysław Iwańczyk zaniemówił również. Przez chwilę na antenie zapanowała cisza.

60-letni mężczyzna, mistrz olimpijski, rekordzista świata, 10-krotny mistrz Polski, wracając myślami do dzieciństwa, płakał na antenie.

Jego ojciec nie żyje od wielu lat. Grób znajduje się w Gdyni. Sportowiec nigdy nie odwiedził mogiły.

Mistrz olimpijski rozpłakał się na antenie

Mistrz olimpijski rozpłakał się na antenie