Od kilku dni po sieci krąży nagranie, na którym można zobaczyć i posłuchać wściekającego się Kamila Durczoka. Dziennikarz w ostrych słowach strofuje współpracowników za brudny stół, przy którym przyszło mu pracować. Przekleństwa sypią się z ust Durczoka jedno za drugim. I nie są to słowa typu „cholera\”.

Władzom stacji TVN nie spodobało się to, że film pokazujący taki materiał rozprzestrzenia się po internecie. W redakcjach pojawiła się \”prośba\”, by administratorzy wycofali film ze swych stron.

– To była spontaniczna reakcja na kradzież materiału z naszej stacji. Oburzyło nas to, że ktoś chce w tak nieuczciwy sposób walczyć z Kamilem Durczokiem – tłumaczy portalowi wirtualnemedia.pl Karol Smoląg, rzecznik prasowy TVN. – Nagranie miało charakter wewnętrznej, prywatnej rozmowy, która powinna pozostać pomiędzy uczestniczącymi w niej stronami.

Ale zabiegi TVN na nic się nie zdały. Film z bluzgającym Durczokiem znalazły się na tak egzotycznych witrynach, jak tureckie czy chińskie.

Rzecznik TVN denerwuje się, że zarzucanie cenzury stacji jest absurdalne:

– Za materiałem nie stoi żaden ważny interes społeczny, jest on jedynie bezwartościowym elementem prywatnej wojenki. Mamy prawo reagować, by nie dać satysfakcji frustratowi, który chce zaszkodzić stacji – mówi przedstawiciel stacji.

I pomyśleć, że kilka emocjonalnych słów narobiło tyle hałasu. Burza w szklance wody?

Film umieszczony na tureckim portalu.