Bójka na koncercie Beyoncé! Tymczasem na scenie… jej córki
Czy to koniec ery Beyoncé?

Inauguracja trasy koncertowej Beyoncé miała być triumfalnym powrotem artystki na światowe sceny. Tymczasem koncert w kalifornijskim SoFi Stadium okazał się rozczarowaniem — nie tylko z powodu niezapełnionych trybun, ale też przez awanturę, do której doszło w strefie VIP.
Na oczach gości i obsługi kobiety przebrane w stylizacje rodem z Dzikiego Zachodu najpierw wdawały się w głośną kłótnię, by po chwili przejść do rękoczynów. Wszystko działo się zaledwie kilka rzędów od miejsca, w którym zasiadały… córki Beyoncé, w tym 7-letnia Rumi.

Otwarcie trasy „Cowboy Carter” w kalifornijskim SoFi Stadium miało być wielkim powrotem Beyoncé po sukcesie „Renaissance”. Tymczasem rzeczywistość brutalnie zweryfikowała oczekiwania. Mimo ogromnej promocji i medialnego szumu, fani nie dopisali.
Według doniesień zagranicznych portali, w dniu koncertu na trybunach pozostało ponad 3,8 tysiąca wolnych miejsc. Co gorsza, ceny biletów drastycznie spadały – z pierwotnych kilkuset dolarów, nawet do zaledwie 20 USD na rynku wtórnym. W sieci można znaleźć dziesiątki TikToków, w których fani pokazują, jak tanio kupili wejściówki… albo jak ostatecznie i tak nie poszli.
Na domiar złego bilety na wydarzenie były dostępne za jedyne 20 dolarów — i mimo to wiele miejsc pozostało pustych.

Słaba sprzedaż biletów i medialne zamieszanie mogą być efektem kilku czynników: kontrowersji wokół nagrody Grammy dla Beyoncé, zarzutów Jaguar Wright czy po prostu zmęczenia materiałem.
Mimo to Beyoncé nie składa broni — trasa trwa, córki dalej są obecne na scenie, a fani mają nadzieję, że kolejne koncerty nie będą przypominać dzikiego rodeo.

Prawdziwą burzę wywołało jednak nie samo niskie zainteresowanie koncertem, a… bijatyka w strefie VIP. Zgromadzeni tam widzowie – ubrani tematycznie w stylizacje kowbojskie – najpierw wdali się w ostrą kłótnię, a po chwili doszło do rękoczynów.
Na nagraniach, które błyskawicznie obiegły TikToka i X (d. Twittera), widać kobiety szarpiące się przy loży VIP, z ochroną próbującą rozdzielić uczestniczki awantury. Incydent wydarzył się w bezpośrednim sąsiedztwie miejsc zajmowanych przez rodzinę Beyoncé.

Co wzbudziło jeszcze większe kontrowersje, to fakt, że na widowni obecne były córki artystki – 12-letnia Blue Ivy oraz 7-letnia Rumi, która tego wieczoru po raz pierwszy pojawiła się na koncercie mamy.
Choć Beyoncé wielokrotnie podkreślała, że chce angażować dzieci w swoje projekty, tym razem wiele osób miało wątpliwości, czy miejsce koncertu – pełne chaosu i agresji – było odpowiednie dla kilkuletniego dziecka.
„To miała być celebracja kobiecej siły, a wyglądało jak impreza w barze z Texasu” – komentowali fani. „A dzieci patrzyły na to wszystko z trybun? Przykro to oglądać” – dodawali.

To nie pierwszy raz, kiedy publiczne wystąpienie Beyoncé spotyka się z chłodnym przyjęciem. Tym razem jednak, oprócz niskiej frekwencji i zamieszania na widowni, pojawiły się pytania o spadającą popularność artystki i problemy wizerunkowe.
Po aferze z udziałem rapera Diddy’ego, w którą – choć pośrednio – została wmieszana również Beyoncé i Jay-Z, część fanów zaczęła dystansować się od działań pary.
Nie pomaga też krytyka albumu „Cowboy Carter”, który mimo imponującej produkcji, nie trafił do wszystkich fanów. Nawet teaser trasy – „SHE COMING” – nie wywołał zachwytu, a raczej ironię.
Pomimo negatywnego szumu, Beyoncé nie zamierza przerywać trasy. Przeciwnie – angażuje rodzinę, zmienia choreografię i próbuje ratować atmosferę wokół koncertów.
„Niech dzieci się uczą od matki siły” – skomentowała jedna z fanek pod najnowszym postem artystki. Ale inna dodała: „Może czas odpuścić i dać ludziom zatęsknić. Bo to nie jest już show, tylko desperacja”.
A co Wy myślicie?