W ubiegłym tygodniu mocno zachwiała się pozycja Julity Woś w Fabryce gwiazd. Kiedy Kayah usłyszała, że 25-latka z Kielc marzy o estradzie, zgasiła ją dosyć ostrym komentarzem. Powiedziała, że być na scenie to jeszcze za mało.

Zasugerowała konkursy piękności i jazdę na rolkach. Potem był list z przeprosinami, w którym Kayah przyznała się, że źle oceniła uczestniczkę show. A dziś wieczorem okaże się czy butna dziewczyna zostanie w programie. O miejsce rywalizuje z Marcinem Szymańskim.

Julita Woś jest bezkompromisowa w swoich sądach. Oto co powiedziała o udziale w show:

Wszyscy, którzy biorą udział w castingach do takich programów to ludzie, którym albo czegoś brakuje w życiu, przeżyli za dużo niepozytywnych sytuacji i chcą odreagować albo są tak zdesperowani, że nie widzą innej możliwości dojścia do kariery niż taki program. Ja należę do tej pierwszej grupy.

Woś dodała, że nie lubi gadania swoich „ziomków\”, którzy powtarzają: dasz radę, pokaż im, nie dawaj się waflom, jesteś najlepsza.

O swoim udziale w programie mówi tak: Mam 25 lat więc, ostatni dzwonek. Albo zdobędę popularność, nagramy płytę z zespołem i się zacznie, albo nie zdobędę popularności, ale poznam fajnego mężczyznę, wyjdę za mąż, urodzę mu dzieci i będę gotować mu obiady. Zawsze jest jakieś wyjście. A na pytanie, kto jej zdaniem wygra FG, odpowiada: Pewnie jakiś wafel.