Katarzyna Gniewskowska to polska aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna oraz córka aktora Jerzego Gniewkowskiego. Zadebiutowała na ekranie w filmie „Komediantki” Jerzego Sztwiertni. Jej pierwszą dużą rolą była rola w filmie „Między ustami a brzegiem pucharu” w reżyserii Zbigniewa Kuźmińskiego. Później dała się poznać szerszej publiczności za sprawą seriali „Samo niebo”, „Na dobre i na złe” oraz „Na Wspólnej”.

Anna Wendzikowska ujawnia, że była ofiarą mobbingu w stacji TVN: „Byłam traktowana, jak dziewczynka z podstawówki”

Katarzyna Gniewkowska o współpracy ze znanym reżyserem. Mówi o mobbingu

Teraz Katarzyna Gniewkowska w rozmowie z Plejadą, wróciła wspomnieniami do swoich aktorskich początków. Już od najmłodszych lat chciała pójść w ślady swojego sławnego ojca, choć on mocno odradzał jej aktorską ścieżkę:

Tata uważał, że aktorstwo to nie jest zawód dla mnie. Wiedział, że jestem nadwrażliwa. Z jednej strony to się przydaje w tym fachu, z drugiej – jest dużym obciążeniem. Zakładam, że znając meandry tego zawodu, bał się, że sobie nie poradzę.

Aktorka opowiedziała również o swoim debiucie, gdy na trzecim roku studiów zagrała w sztuce „Terapia grupowa” Sławomira Mrożka, w reżyserii Jerzego Jarockiego, w Teatrze im. J. Słowackiego. Po latach, w jednym z wywiadów wspomniała, że reżyser „potrafił być potworem”. Teraz rozwinęła tę myśl. Jej zdaniem zachowanie Jarockiego zakrawało o mobbing:

On był piekielnie inteligentnym człowiekiem, miał ogromną wiedzę. W trakcie pracy nad spektaklami często znajdował sobie jakaś „ofiarę” – kogoś, kto bałby się mu przeciwstawić. Nie zawsze było to przyjemne. Potrafił być potworem. W niektórych przypadkach kończyło się załamaniami nerwowymi. Ale z drugiej strony jego spektakle były wspaniałe i doceniane. Zagrać u niego to było coś, niesamowicie to nobilitowało. (…) Pracowałam z nim pięciokrotnie i myślę, że to, co robił, często było na pograniczu mobbingu. Ale wówczas się nad tym nie zastanawiałam. Spotykałam na swojej drodze reżyserów o różnych osobowościach. Niektórzy przekraczali granice i doprowadzali do ekstremalnych sytuacji, ale przyjmowaliśmy to z dobrodziejstwem inwentarza.

Choć w życiu aktorki zdarzały się momenty, gdy „siedziała zapłakana za kulisami”, dziś twierdzi, że zarówno ona jak i wielu kolegów z branży nie ma żadnej traumy związanej z niekiedy bolesnymi początkami w swojej karierze. Gniewkowska podkreśliła, że emocje, również te złe, są w aktorstwie niezbędne:

Zewsząd słyszałam, że cierpienie wzbogaca i uszlachetnia. Ocierałam więc łzy i wracałam do pracy. Jakoś przeżyłam i dziś nie mierzę się z tego powodu z żadnymi traumami. Większość moich kolegów z tamtych czasów też nie. Zresztą do niedawna nikt tego tematu nie poruszał. Tak było i tyle. Dopiero teraz zaczęło się o tym mówić. (…) W tym zawodzie emocjonalność jest niezwykle ważna. To jest ciągła praca na emocjach. Nie da się inaczej nauczyć aktorstwa. O ile w ogóle tego fachu można nauczyć.

Karolina Korwin-Piotrowska o mobbingu w pracy i wyznaniu Moniki Kuszyńskiej z Varius Manx

pasekkozak