Kinga Rusin bardzo dużo podróżuje po świecie i chętnie dzieli się z obserwatorami swoimi przemyśleniami na różne tematy. Dziś z rana wyznała, że doświadczyła ataku choroby wysokościowej i dziękowała fanom za wsparcie w powrocie do pełni zdrowia. Jak widać Kinga ma się już znacznie lepiej, gdyż z entuzjazmem opisała w poście swoje przeżycia z podróży. Zachwycała się urokami natury.

Kinga Rusin NARZEKA na wakacje: „Słabe plaże, dużo komercji, korki, śmieci”

Co zrobiło wrażenie na Kindze Rusin podczas wycieczki w Peru?

Kinga wybrała się na taras widokowy w Peru, skąd mogła podziwiać kondory. Podkreśliła, że wiraże powietrzne tych ptaków zaparły jej dech w piersiach, gdyż są one największymi ptakami świata. Ich widok zrekompensował jej chwilowe problemy zdrowotne. W poście na swoim Instagramie napisała:

Pomału dochodzę do siebie po ataku choroby wysokościowej. Serdecznie dziękuję za dziesiątki wiadomości z życzeniami zdrowia. Jest mi niezmiernie miło. Następny dzień przyniósł nagrodę: jeden z najwspanialszych spektakli natury jakie widziałam! Ponad 20 gigantycznych kondorów – zaczęła.

Kontynuowała tymi słowami: „Bezszelestnie, nie machając skrzydłami, szybowały jeden po drugim jak w jakimś wyreżyserowanym tańcu. Trudno nawet opisać wrażenia. To było spektakularne” – zachwycała się.

Na koniec wspomniała, w jakim hotelu się zatrzymała:

Jakby tego było mało, spędziliśmy wspaniałe chwile w pięknym hotelu Belmond Las Casitas. Żałuję tylko, że ze względu na mój stan nie mogłam odbyć przejażdżki konnej wzdłuż doliny rzeki Colca, a była taka możliwość… Ale za to nacieszyłam oczy przepięknymi widokami – wyznała.

Mamy nadzieję, że dziennikarka poczuje się lepiej i skorzysta jeszcze z przejażdżki na koniu, które tak kocha. Z pewnością te piękne widoki sprawią, że byłoby to niezapomniane przeżycie.

Kinga Rusin w Peru

Kinga Rusin w Peru/ Fot. Instagram

Kinga Rusin po kilku tygodniowej wyprawie musiała przejść operację

Z czego wynikła choroba wysokościowa Kingi Rusin?

Z pewnością nie można mówić o niedopatrzeniu dziennikarki. Wczoraj informowała ona w poście na Instagramie, że profesjonalnie przygotowywała się do obniżenia ciśnienia w górach. Podzieliła się szczegółami ze swoimi fanami.

Przygotowaliśmy się wcześniej na chorobę wysokościową. Na dwa dni przed wyprawą zaczęliśmy brać diuramid na obniżenie ciśnienia wewnątrzczaszkowego. Kupiliśmy też lokalne ziołowe leki, tlen w spray’u i cały ogromny worek liści koki, które Indianie żują tu non stop. Nic nie pomogło – zaczęła.

Dalej napisała:

Kiedy zjechaliśmy z przełęczy na ok. 4000 m n.p.m. jakby mi odcięło prąd – odleciałam, zapadłam w sen. Chyba teraz rozumiem, co się dzieje z himalaistami, kiedy na dużych wysokościach zasypiają i dosłownie jest im wszystko jedno – wyznała.

Następnie przyznała, że w hotelu zajęli się nią lokalni przewodnicy i dzięki ich metodom leczenia, poczuła się lepiej. Wyznała, że musiała wciągać spirytus salicylowy, który roztarła w dłoniach. Dobrze, że na miejscu byli pomocni ludzie, którzy pewnie nie jednego turystę wyprowadzili na prostą.

Kinga Rusin pluska się w basenie i wyznaje: „Przyjęłam masę wlewów, kroplówek i nowych leków”