Swojego czasu Anna Mucha wychwalała rządzącą partię, dziś – zgodnie z najnowszymi trendami – wiesza na niej psy.

Robi to z perspektywy kobiety wyzwolonej.

Na łamach Wysokich obcasów Mucha wylewa swe żale (cytujemy za Faktem):

Mamy 40 milionów ludzi i żadnych znanych marek na Zachodzie. Wódka, kiełbasa i wąsy Wałęsy. I jeszcze MUSZĘ to powiedzieć, bo sobie obiecałam, że w wywiadzie dla „Gazety\” opieprzę Platformę jako jej wyborca. Liczyłam na rozsądną politykę planowania rodziny, edukację seksualną, refundowanie nowoczesnej antykoncepcji, choćby debatę o legalizacji związków partnerskich.

Dalej Muszka bzyczy jeszcze głośniej:

Liczyłam na politykę dostosowaną do współczesnych realiów. Są przecież pewne proste mechanizmy: ustawa antyaborcyjna może istnieć pod warunkiem że edukacja seksualna nie jest fikcją, a w aptekach są tanie prezerwatywy i tabletki. A tu ani widu, ani słychu. A nawet gorzej: cała ta akcja z in vitro woła o pomstę do Boga. Plan minimum, że nie ma syfu pisowskiego, mnie nie zadowala. Nawet z prostą i popularną na świecie ustawą antynikotynową nie potrafili sobie poradzić! Moja sympatia do PO poszła z dymem. Koniec manifestu politycznego.

Zgadzacie się z Anią Muchą?

 

\"\"

\"\"