Marta Grycan: Jestem antyfeministką
"Nie wyobrażam sobie, by na randce kobieta płaciła za siebie."
Bycie mężczyzną Marty Grycan to drogi interes. Na szczęście ona i jej małżonek na brak funduszy nie narzekają.
Dzięki temu celebrytka, prywatnie właścicielka cukierni, ma przy sobie „George’a Clooneya”.
– Jestem antyfeministką, kibicuję tradycyjnemu podziałowi ról. Mężczyzna ma zapewnić bezpieczeństwo, ale kobieta ma zadbać o rodzinę. I choć czasy się zmieniły i kobiety przejmują rolę głównego żywiciela rodziny, to w głębi duszy marzą o tym, żeby mieć faceta na którym mogą polegać. Każda z nas chce być adorowana, dostawać kwiaty i czuć się przy swoim mężczyźnie jak księżniczka – mówi Grycan. – Jestem konserwatywna w sprawach damsko-męskich. Nie wyobrażam sobie, by na randce kobieta płaciła za siebie. Hołduję szarmanckim zachowaniom panów, jak otwieranie drzwi, całowanie w rękę. Pod tym kątem jestem staromodna – powiedziała magazynowi Flesz.
W takim razie teraz pytanie do panów: chcielibyście otwierać jej drzwi?
Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie reakcję Kazimiery Szczuki.
Marta Grycan: Nie wyobrażam sobie, by na randce kobieta płaciła za siebie. Hołduję szarmanckim zachowaniom panów, jak otwieranie drzwi, całowanie w rękę.