Podróże nie zawsze bywają przyjemne. Dobrze widzą o tym ci, którzy co rusz muszą pakować walizki i podróżować różnymi środkami lokomocji. Nie zawsze bywa to przyjemne. Pamiętacie, jak Marcin Tyszka żalił się jakiś czas temu na to, że musiał czekać na naprawę fotela podczas 14-godzinnego lotu pierwszą klasą. Beata Sadowska podróżowała ostatnio z synkiem i nie skończyło się to dobrze.

Dziennikarka wracała z 7-miesięcznym malcem z Fuerteventury. Mimo uporczywych próśb o przejście do pierwszego rzędu, musiała siedzieć w ścisku i na przeciągu. Wydarzenie opisała w NaTemat:

-Przepraszam, czy mogę przesiąść się do pierwszego rzędu? – grzecznie pytam przechodzącą stewardessę.
-Nie teraz – słyszę w odpowiedzi.

Spokojnie czekam aż stewardessa wróci z końca samolotu.

-Przepraszam, czy…
-Nie może Pani – słyszę w odpowiedzi.
-Ale dlaczego? – pytam.
-Nie teraz – znów pada wielce wyjaśniająca odpowiedź.

Obok mnie przechodzi steward.

-Przepraszam, dlaczego nie można przesiąść się do pierwszego rzędu z małym dzieckiem? – pytam.
-Nie teraz – słyszę…

Nie, nie przesadzam. Za mną siedział pan z dzieckiem na kolanach, więc nie mogłam rozłożyć fotela, żeby ich nie zmiażdżyć. Za nim – kolejny rodzic z dzieckiem. Siedzieliśmy od korytarza, gdzie potwornie wiało….

Niestety, dziecko rozchorowało się:

Tysiek niestety rozchorował się po tej podróży, zgodnie z przewidywaniami doświadczonej współpasażerki.

A pierwszy rząd…

Nie, nie był wolny. Grzecznie podróżowały w nim – na fotelach oczywiście! – torby i laptopy szefowej pokładu i stewardess.

Współczujemy.

Artykuł Beaty Sadowskiej w NaTemat tutaj.

Beata Sadowska o chwilach grozy w samolocie

Beata Sadowska o chwilach grozy w samolocie