Justyna Kowalczyk zdecydowała się udzielić trudnego, bolesnego wywiadu. W rozmowie z Gazetą Wyborczą oraz portalem sport.pl biegaczka opowiedziała o depresji, z którą się zmaga. Wyjawiła swoje sekrety, wytłumaczyła, skąd dziwne nieraz zachowania z ostatnich miesięcy i tajemnicze wpisy na FB.

Kowalczyk wprost mówi o stracie, o której kilka tygodni temu wspomniała na Facebooku. Napisała wtedy „straciłam Dzieciątko”. Nie chcieliśmy wierzyć, że chodzi o stratę dziecka. Domyślaliśmy się, że Kowalczyk straciła ukochanego pupila.

A jednak nie. Wydarzyło się to najgorsze.

Napisałam najprostszymi słowami na świecie: straciłam Dzieciątko. Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości. Nie wiem, jak można było pomyśleć, że chodziło o psa. Ja nawet rybki w akwarium nigdy nie miałam, bo wychowałam się na wsi, gdzie się zwierząt w domu raczej nie trzyma. Piesek, którego niedawno podarował mi brat, żebym miała się kim zająć, jest moim pierwszym

– mówi Kowalczyk w wywiadzie udzielonym Pawłowi Wilkowiczowi.

Tak, byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Na samym początku obozu. Właśnie wtedy, gdy się szykowałam do wyprostowania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym w Soczi. Miałam już w planie inne życie, przynajmniej na najbliższy rok

– snuje swoją bolesną historię zawodniczka.

Właśnie na ten obóz zaplanowałam rozmowy z trenerem, z moją drużyną, z Polskim Związkiem Narciarskim. W moje przygotowania związek zainwestował pieniądze, moja drużyna – czas. Chciałam im to wszystko wyjaśnić i zacząć rozwikływać sytuację. Niestety, los zdecydował inaczej. To były przerażające i traumatyczne dni. Tak to się wszystko poplątało, że zostałam z tym sama. Nie mówiłam nic ani trenerowi, ani rodzicom, żeby ich nie martwić. Nie chciałam tego robić rodzicom: powiem, a potem odjadę na długo, na 2 czy 3 tys. km od nich? Przecież to byłoby maltretowanie ludzi. Oni próbowaliby się do mnie dodzwaniać codziennie, a ja często nie mogę odebrać. Odchodziliby od zmysłów. Jedyne, co mogłam zrobić, to próbować sama to ogarnąć. Wiele osób, również będących blisko mnie, dowiedziało się o wszystkim niedługo przed wpisem na Facebooku. Wszystko od A do Z wiedziały tylko trzy osoby. A i tak ze sporym opóźnieniem. Dwie z nich nie mogły uwierzyć, że to wszystko prawda. Bo gdy patrzyły na mnie np. w telewizji, widziały inną Justynę. Robiłam swoje. Byłam wrakiem, to wtedy chciałam rzucić narty, ale uznałam, że muszę to wszystko wypłakać i dopiero potem podjąć decyzję. Uznałam, że narty będą moim obowiązkiem, ucieczką. Zdecydowałam, że chcę się mimo tej osobistej tragedii przygotowywać do igrzysk. Dla siebie, dla chłopaków z mojej drużyny

– mówi Kowalczyk.

O tym, jak wyglądały przygotowania do igrzysk olimpijskich w Soczi, o tym, dlaczego dziewczyna, która uważała się zawsze za „w czepku urodzoną” teraz mówi: czepek spadł przeczytacie na stronie wyborcza.pl.

Justyna Kowalczyk: Tak, BYŁAM W CIĄŻY, poroniłam rok temu

Justyna Kowalczyk: Tak, BYŁAM W CIĄŻY, poroniłam rok temu

Justyna Kowalczyk: Tak, BYŁAM W CIĄŻY, poroniłam rok temu

Justyna Kowalczyk: Tak, BYŁAM W CIĄŻY, poroniłam rok temu

Justyna Kowalczyk: Tak, BYŁAM W CIĄŻY, poroniłam rok temu