O tym, że popularność miewa gorzki smak, najlepiej wie Justyna Kowalczyk – medalistka olimpijska napisała właśnie artykuł o ciemnej stronie sławy.

Zobacz: Justyna Kowalczyk: Tak, BYŁAM W CIĄŻY, poroniłam rok temu

Zaczyna się wręcz strasznie:

Kilka dni temu spod domu moich rodziców w Kasinie Wielkiej policja zabrała oszołoma z nożem. Oszołom ów już niejedną noc przespał na pobliskim przystanku autobusowym. Przyjeżdżał z drugiego końca Polski, gdy dowiadywał się, że mogę być z rodziną. Od kilku lat twierdzi, że broni mnie przed szatanem i że moje życie do niego należy – czytamy na ekstra.sport.pl.

Potem biegaczka opisuje, czego doświadczyła przez stalkera:

Rzeczy, które wypisywał do mnie na Facebooku, nie nadają się do publikacji. Bałam się go od dawna. Bo nikogo nie boję się tak bardzo jak fanatyków. Nie wiem, czy ingerencja policji coś w sprawie tego natręta zmieni. Choć mam nadzieję.

W dalszej części artykułu Kowalczyk przedstawia inne, dla niej bardzo mało przyjemne przejawy zainteresowania ze strony paparazzi i zwykłych ludzi:

Z takimi sytuacjami właśnie kojarzy mi się popularność. Z robieniem zdjęć z ludźmi o każdej porze dnia i nocy. W każdej sytuacji. Ze zdjęciami, na które prawie nigdy się nie zgadzam, czyli w trakcie treningu. Ale również ze zdjęciami obiadowymi, między przeżuwaną sałatą i mięsem. Gdy rozmawiam z dawno niewidzianą bliską osobą. W trakcie prowadzenia auta też. W sklepie. W szpitalu czy u weterynarza. Gdy się spieszę (a spóźniać się nienawidzę!). Jeśli się na wspólne zdjęcie nie zgodzę lub nie będę wystarczająco miła, to znaczy, że woda sodowa uderzyła mi do głowy. Popularność to zdjęcia, które robią mi ludzie w czasie, gdy np. ciągnę oponę i jestem zdyszana, często zapluta, prawie zawsze z grymasem bólu na twarzy. Mało komfortowa sytuacja dla kobiety. Nie proszę o wiele, chciałabym tylko móc wykonać swoją pracę najlepiej jak umiem – pisze sportsmenka.

Potem Justyna wypomina brak szacunku wobec innych również sportowcom, którzy nie potrafią odpowiednio się zachować – na przykład w hotelu.

Czytaj też: Sposób na sukces i popularność

Na koniec biegaczka zauważa, że nauczyła się brać z popularności to, co najlepsze i zdaje sobie sprawę, że to, iż jest gwiazdą, daje jej wiele przywilejów.

Przecież to dzięki znanemu nazwisku mogę pomagać Mukoludkom. Są oczywiście inne, bardziej przyziemne zalety. Świetny samochód, którym jeżdżę, lepsze zarobki. Bo przecież na przyszłość zarabiam głównie, będąc twarzą banku. Kilka kolejek w życiu się skróciło – pisze Kowalczyk.

Cały artykuł na temat blasków i cieni bycia sławnym przeczytacie tutaj.

Justyna Kowalczyk: Policja zabrała spod domu moich rodziców oszołoma

Justyna Kowalczyk: Policja zabrała spod domu moich rodziców oszołoma